środa, 10 listopada 2010

144 – KONIEC + SPIS TREŚCI


Gregor w czapce z Kaukazu, zdjęcia z czapką z Cuzco na głowie się jeszcze nie dorobiłem, ale to tylko kwestia czasu.


To już ostatni post. Bardzo dziękuję wszystkim za zainteresowanie blogiem

Serdecznie pozdrawiam

Gregor

gregor-g@tlen.pl


Poniżej jeszcze blogowy spis treści.





wtorek, 9 listopada 2010

143 – FOTO – PRZYWIEZIONO Z WYPRAWY

Poniższa galeria obejmuje tylko część tego co przywiozłem z wyprawy, było tego łącznie jakieś 16 kilogramów. Przeróżnych rzeczy, samych minerałów były z 3 kilogramy. Poza tym w galerii trochę różnych papierów, skanów, i kilka zdjęć z przygotowań do wyprawy.


Indianin zakupiony w Teotihuacan, Meksyk

Lama z Colchani przy Salarze Uyuni, Boliwia

Pingwin z Punta Arenas, Chile

W kształcie żółwia i tygrysa „indiańskie” piszczałki z Teotihuacan, Meksyk

Brylok z wulkanicznego obsydianu z Teotihuacan, Meksyk i brylok z Puente del Inca (Argentyna) zapewne z minerałów będących węglanem wapnia, wygląda mi to na mieszaninę trawertynu i kalcytu, ewentualnie aragonitu, raczej wykluczam gips selenit czyli siarczan wapnia.

Aztecki kalendarz, Teotihuacan, Meksyk

Aztecka piramida słońca, Teotihuacan, Meksyk

Niby rekonstrukcja azteckiej broni, ostrze z obsydianu, Teotihuacan, Meksyk





Indiańska piszczałka z Peru z Cuzco, jest do niej instrukcja papierowa jak grać. Nie wiem czy Indianie nie obraziliby się na piszczałkę, bo to ponoć poważny instrument.

Kolejna wyprawa, kolejna porcja głównie muzyki (kilka kilo) z Ameryki Południowej i Meksyku. Tylko kiedy ja to przesłucham?

Około 2 kilogramy kawy prosto z plantacji z Brazylii.





Kufel z zapasów po feście w parafii Padre Roberto Nurczyka z Lupercio w Brazylii (na kubku napisane jest pod jakim wezwaniem, a z drugiej strony czego nie widać na zdjęciu oznaczenie urzędu gminy).

Sznurkowe bransoletki z Paragwaju.

Papierosy z Puerto Iguazu, Argentyna. Jak jest impreza w dobrym klimacie, to i niepaląco-niepijący może czasami zapalić i napić się.

Agat z kopalni Wanda niedaleko Puerto Iguazu, Argentyna

Kwarc i chalcedon, kopalnia Wanda, Argentyna

Ametysty z tych samych argentyńskich złóż co powyższe minerały. Ameryka Południowa jest bardzo bogata w różne minerały i rudy.

Naczynie mate z tykwy, obite skórą z bombillą. Argentyna

Mate do terere obite skórą z bombillą, Argentyna, choć terere najbardziej popularne jest w Paragwaju.

Mate z drewna, obite metalem z bombillami, Argentyna

Mate z palo santo, częściowo obite skórą, Paragwaj.

Różne gatunki yerby (ostrokrzew paragwajski), Argentyna

Zdjęcie wykonane w Lupercio w Brazylii

Cukierki z koką, kupowałem w Chile, Boliwii i Peru. Ale najlepsze były ciasteczka z koką.

Część tego co przywiozłem z wyprawy. By to przywieść musieli mi pomóc argentyńscy bandyci, troszkę peruwiańscy złodzieje i musiałem wcześniej prawie 4kg z Boliwii odesłać do Polski, a przed wylotem do Meksyku i dalej do Europy nieźle się nakombinować jak zmieścić się i tak w całkiem sporych limitach bagażu które miałem. Tradycyjnie wracając miałem dużo cięższy plecak niż gdy wyjeżdżałem.

Czapki z Cuzco (Peru), Miałem ich trochę więcej ale szybko się rozeszły, do zdjęcia zostało mi tylko tyle. Kolejna wyprawa i kolejna fajna czapeczka. Najbardziej tego typu czapki - a udało mi się przywieźć ich trochę z różnych ciekawych zakątków - pasują mi do garniturów, ale nie tylko co będzie widać w poście kończącym blog, czyli w następnym.

Taki to ma dobrze, ja by oglądać Machu Picchu czy Tadżmahal muszę sam sobie na to zarobić, a pan premier w ramach wykonywania swoich obowiązków odwiedza takie miejsca.
Muszę się chyba postarać o taką robotę. Najlepiej jako ambasador Polski tudzież nie tylko w Himalajach w krainie Yeti.

Na poniższych zdjęciach Wujek Mniejsze Zło







Torebki z Paragwaju ponoć ręcznie robione

Koszulka w brazylijskich barwach, z nr 9, który nosił pochodzący z Rio niejaki Ronaldo Luís Nazário de Lima. A na trzecim zdjęciu jego odciski na stadionie Maracana.






Banknoty i monety z krajów wyprawy (jedno foto z Brazylii, pozostałe to skany) – ale z zagadką. Jest bowiem jeden banknot nie pochodzący z kraju, który odwiedziłem podczas wyprawy, a który znalazłem w Meksyku. Jakiż to banknot?



















Notatki jakie prowadziłem podczas wyprawy, od razu pismem szyfrowanym:)

To tylko część papierów przeze mnie przywiezionych, wielokrotnie więcej uwieczniłem na zdjęciach i zostawiłem na miejscu, może kiedyś się przydadzą jako źródło informacji.Na środkowym zdjęciu widać starego forda, to zdjęcie otrzymałem od Ricardo w Copiapo w Chile (pisałem o tym na blogu).







Fragment mapy turystycznej centrum Mexico City

Fragmenty przesyłek z Ameryki Południowej do Polski. Wszystkie poczty (Argentyny., Chile, Boliwii, Peru, Brazylii), okazały się być na bardzo wysokim poziomie, pełen profesjonalizm, nowoczesność i bezproblemowe oraz szybkie dostarczenie. Poczta Polska jak dobrze pójdzie taki poziom osiągnie w 2679 roku. Nie zmienia to faktu, że owe przesyłki zainteresowały służby celne do czego przywykłem, nie obyło się bez rewizji i procedur dopuszczania do obrotu. Zwłaszcza przesyłka z Boliwii. No bo co innego można przesyłać z Boliwii niż kokainę?




Przykłady biletów lotniczych





Dokumenty które otrzymałem wysyłając przesyłkę z Boliwii. Widać też bilet kolejowy z Peru, na odcinku do Aquas Calientes. Kolej nie jest zbyt popularna w Ameryce Południowej, stąd bilet stanowi swoistą pamiątkę.

Na zdjęciu przykład dokumentów jakie musiałem wypełniać na granicach, a było tego trochę, zazwyczaj karta emigracyjna (ona plus pieczątka w paszporcie zastępują wizy), nieraz też deklaracje celne dotyczące kwot pieniężnych i drogich sprzętów jakie się przewozi. Na zdjęciu także pasek wodoodporny otrzymywany w niektórych hostelach, które służą jako bransoletka i identyfikator. I w razie zagubienia łatwo się odnaleźć lub zostać obrabowanym, bo taka widoczna z daleka bransoletka = równa się turysta z zachodniego bogatego kraju z pełnymi kieszeniami pieniędzy. Takie przynajmniej myślą niektórzy tubylcy.

Cztery nagłówki. Na górze nagłówek pliku dokumentów medycznych z Copahue w Argentynie, gdzie są radioaktywne termalne źródła, do których by wejść trzeba przejść badania. Tradycyjnie przed wyprawą zrobiłem sobie komplet badań wszelakiego rodzaju i tradycyjnie wyszło, że jestem zdrowy jak rydz, ale ta argumentacja nie zadziałała. Argentyńczycy to straszni biurokraci co najmniej tacy jak Polacy, więc musiałem się poddać procedurom. A kolejne nagłówki do dokumenty jakie trzeba wypełnić udają się na trekking czy wspinaczkę w rejon Aconcaguy – po prostu szaleństwo. Pod tym względem Argentyńczycy, którzy się uważają za najmądrzejszych na świecie, są kompletnymi kretynami. Do moich wywodów na temat wolności w górach odsyłam do bloga z tamtego okresu, czyli z drugiej połowy marca 2010.

Umowa na wycieczkę do Machu Picchu, Peru. Muszę przyznać, że pod tym względu – umów i ich dotrzymywania, w Ameryce Południowej było całkiem nieźle. Gorzej było z próbami naciągania.

Na skanie widać dokument jaki otrzymałem na policji w Buenos Aires, po powitalnej przygodzie. Lista utraconych rzeczy bynajmniej nie jest pełna, chodziło o to by mieć jakiś papier. Widać też fragment papieru z pieczątką z komisariatu w Copahue w związku z moim wejściem na tamtejszy aktywny wulkan o tej samej nazwie na granicy z Chile

Pozwolenie na trekking, z drugiej strony jest cała litania obostrzeń, grożących horrendalnych kar finansowych, pod tym trzeba się podpisać. Widać też fragmencik regulacji dotyczących działalności w rejonie Aconcaguy. Paranoja.

Boliwijski znaczek z prezydentem kraju i bilet wstępu do Machu Picchu (Peru)

Przykład pieczątek z paszportu. Sporo stron mi one zajęły, ale musze przyznać, że celnicy podczas wyprawy starali się jak najmniej zająć mi miejsca w paszporcie, oszczędzali wolne strony. Bardzo miłe z ich strony, chociaż i tak może mi zabraknąć miejsca przed końcową datą ważności. Wizy i pieczątki robią swoje. Dobrze że w Europie (w większości) już od tego odeszliśmy.





Międzynarodowa książeczka szczepień, utracona w Buenos Aires, po odtworzeniu w Polsce. Regularne podróżowanie w tereny występowania różnych groźnych chorób powoduje, że warto się szczepić. A szczepionek jest dużo, choć nie na wszystko. Regularnie od lat dbam o posiadanie właściwych szczepień, lista jest dosyć długa (nie można zapomnieć o dawkach przypominających). Ale przeciwko takim chorobom jak denga czy malaria pozostaje tylko profilaktyka póki co, w tym drugim przypadku m.in. za pomocą medykamentu malarone (obecnie uchodzi za najlepszy specyfik). Mimo że te leki i szczepienia są drogie, to warto ponieść te wydatki. Tak samo jak na ubezpieczenie (miałem kilka na wyprawie), w razie wypadku koszty ratownictwa i leczenia są bardzo wysokie. Oczywiście nie brakowało miejsc na wyprawie, że na żadne ratownictwo i leczenie jakby doszło do wypadku nie byłoby szans. Przydaje się czasami przynależność do różnych zrzeszeń podróżniczo-górskich. Należę do kilku i posiadane legitymacje czasami są wstanie coś ułatwić, albo machając nimi można zabajerować i uzyskać np. wstęp w miejsce, gdzie jest to utrudnione.

Przygotowania do wyprawy. To żmudny i skomplikowany proces, a samo pakowanie to tylko ułamek wszystkiego.







Większości tego co na zdjęciu już nie mam. Wpierw moje plecy od noszenia odciążyli „mili panowie” w Buenos Aires, troszkę pomogli pracownicy lotnisk w Peru, a resztę wykończyły trudy podróży. Ale jak zwykle nie ma tego co by na dobre nie wyszło i raz oszczędziłem plecy i kręgosłup na wyprawie, dwa mam powód do odświeżenia zasobów sprzętowych.

Pozdrawiam
Gregor