niedziela, 25 lipca 2010

100 - NOCLEGI (Hostele, Residenciale)

Hostele i inne miejsca noclegu.

W jednym z postów na blogu podczas wyprawy napisałem, że postaram się coś więcej napisać o hostelach w Ameryce Południowej, w Mexico City i Londynie, w których spałem i właśnie nadszedł ten czas.
Wpierw trochę uwag ogólnych, ponieważ hostele są generalnie podobne do siebie. Mają być niedrogie i zawsze oferują pokoje wieloosobowe. Zazwyczaj od 4 do 10 łóżek, bywa że 12, a w Londynie są oferowane pokoje nawet po 20 łóżek. Oferują też dosyć często pokoje dwuosobowe z jednym dużym łóżkiem lub z dwoma osobnymi, czasami też są pokoje jednoosobowe. Te tzw. prywatne pokoje są jednak dużo droższe. Najczęściej spałem w pokojach z 6 – 10 łóżkami (oczywiście piętrowe – metalowe lub drewniane). Pokoje z zasady są małe i ciasne, nie umeblowane, bądź prawie nie umeblowane(jakiś mini stolik, jedno krzesło, sporadycznie jakaś szafa). Czasami są w nich skrytki różnej wielkości na bagaże lub cenniejsze rzeczy. Prawie zawsze łazienki i toalety są na zewnątrz, gdzieś w korytarzu. Nigdy nie ma ich za dużo (generalnie nie więcej niż 3-4 toalety, 3-4 łazienki, nieraz koedukacyjne), czasami wręcz za mało – tylko, że w jednych hostelach to się bardziej odczuwa, w innych mniej, niezwykle ważny jest procent zapełnienia hostelu. Standard bardzo różny, od zaniedbanych i brudnych do przyzwoitych. Nie wszędzie standardem była ciepła woda. Dosyć często w pokojach nie ma okien lub okna są na korytarz a nie na dwór, nie są ogrzewane. Pościel na poziomie rzadko, w ciepłych warunkach nie ma potrzeby, bo wystarczy coś grubości prześcieradła, ale w chłodniejszych miejscach jeden marny koc(czy grubsza narzuta) to było za mało. Pokoje mogą być tylko męskie, tylko żeńskie lub koedukacyjne. Zależy od hostelu, niektóre mają wszystkie opcje. Trzeba się przyzwyczaić, że mało miejsca w pokoju powoduje, iż generalnie panuje tam bałagan – większy lub mniejszy. W takim pokoju trzeba się przyzwyczaić, że ktoś będzie rozmawiał do 3 w nocy, przyjdzie w środku nocy, wyjdzie o 5 rano i będzie się wcześniej pakował, często ktoś będzie wchodził, wychodził. To wszystko powoduje hałasy. A zasada jest taka, że jeśli ktoś wyraźnie nie narusza pewnych reguł przyzwoitości, to nie ma się prawa mieć pretensji, protestować. Jak się nie podoba, to należy sobie wykupić pokój prywatny lub iść do hotelu. Wieloosobowe pokoje poza ceną mają też inne plusy. Choćby takie, że można spotkać wiele ludzi ze wszystkich zakątków świata, dowiedzieć się wielu rzeczy, zebrać informacje, namiary, czy po prostu pogadać. Co do sprzątania pokojów, to jakieś zamiatanie w większości hosteli zazwyczaj codziennie jest, ale wymiana czy ścielenie pościeli co dzień czy co dwa – niezwykle mało hosteli oferuje taki standard(generalnie jeden pobyt jedna pościel, ale to pobyty zazwyczaj są krótkie, kilkudniowe). Cena za łóżko w takim 4 – 8 osobowym pokoju waha się zazwyczaj od około 8 dolarów amerykańskich do ponad 15 (jedynie w Londynie ceny nieraz sięgają 30 dolarów, ceny pokojów prywatnych kształtują się różnie, zazwyczaj są o około 100 wyższe od tych które podałem, a skrajne ceny zazwyczaj są o 50 – 200 wyższe od cen w 4-8 osobowym pokoju). Niektóre hostele mają cenniki tak ustalone, że czym dłużej tym taniej (np. w Mexico City), lub noclegi weekendowe są dużo droższe niż w tygodniu (np. w Londynie). Generalnie jednak ceny są stałe za każdą noc, można próbować potargować się gdy przyjeżdża się na dłużej lub większą grupą. W cenie dosyć często jest śniadanie (bardzo rzadko coś więcej). Ale to bardziej wynika w jakim jest się kraju, czy mieście. Na przykład na wyspach brytyjskich śniadanie rzadko kiedy jest w cenie, można jest zazwyczaj dokupić za funta lub dwa, ale w zamian dostaje się zazwyczaj jedynie płatki śniadaniowe, mleko, kawę. Z kolei w Mexico City śniadania były bardzo dobre, nie tylko na słodko, a w Ameryce Południowej generalnie jeśli śniadanie jest w cenie to tylko na słodko(wyjątek był w Sao P. i Rio, gdzie było po plasterku wędliny i sera), często bardzo reglamentowane. Na przykład w Boliwii i w Peru często nie było śniadań, nawet możliwości dokupienia, ale tam można tanio zjeść na mieście. Pewną wadą w hostelach, zwłaszcza w dużych miastach, jest to, że mieszkają w nich osoby pracujące w tym mieście, często z bardzo egzotycznych krajów(zazwyczaj z takich, bo hostele są nieraz tańsze niż wynajęcie mieszkania (np. w Londynie) zwłaszcza, że przy dłuższym pobycie można targować cenę. Wielokulturowość turystów, podróżników tworzy pewien klimat, mamy ten sam kod, pewne kwestie są dla nas oczywiste. Jak w pokoju są osoby, które w nim de facto mieszkają od tygodni, miesięcy i rozłożyli się ze swoimi rzeczami, to bywa średnio. Oni też się inaczej zachowują od turystów np. przyprowadzają kolegów po pracy(do i tak bardzo ciasnych pokoi), inaczej spędzają czas, np. chcą się wyspać w nocy i mają pretensje, że inni rozmawiają. Lepiej by było, gdyby dla takich osób był specjalnie wydzielony pokój czy pokoje. W hostelach zazwyczaj pokoje są otwarte. Natomiast pilnowane i z domofonem są główne drzwi do hostelu. Nieraz jednak dostaje się klucz do pokoju, każdy mieszkaniec go dostaje, w Londynie za klucz lub kartę magnetyczną do drzwi trzeba było zostawić kaucję odpowiednio 5 lub 10 funtów. Doba hostelowa kończy się zazwyczaj 10:00-12:00, nieczęsto później i jeszcze rzadziej wcześniej, ale jak zostanie się pół godziny dłużej czy nawet godzinę, to nikt zazwyczaj nie robi problemu, chociaż w Londynie za nie opuszczenie pokoju przed końcem doby hostelowej traciło się kaucję za klucz lub kartę magnetyczną. W sytuacji gdy mamy pociąg, autobus czy samolot o 19:00, to możemy swój bagaż bezpłatnie zostawić w hostelu. Nieraz w recepcji lub obok i zawsze się usłyszy, że jest bezpiecznie, ale częściej są to pokoje zamykane na klucz, gdzie można zostawić bagaż. Także jak na kilka dni się wyjeżdża na wycieczkę i potem wraca. Hostele często oferują możliwość wykupienia rożnych wycieczek, wypożyczenie samochodu, zamówią taksówkę. Nierzadko hostel ma też swoje biuro wycieczkowe, czy wynajmuje biurko zaprzyjaźnionemu, a prawie zawsze ma sporo ulotek. Niestety te ceny oferowane w hostelach były zazwyczaj wyższe niż te które można było znaleźć na mieście. Coś za coś. Wygoda i oszczędność czasu w zamian za trochę wyższą cenę. Internet. Większość hosteli oferowało na swoim terenie nieodpłatnie wi-fi (część osób podróżuje z przenośnymi komputerami) i większość, lecz nie wszystkie, oferowały komputer z internetem. Zazwyczaj był to jeden komputer stacjonarny z wolnym internetem, czasami dwa, bardzo rzadko więcej. Generalnie były informacje by korzystać nie więcej niż 15 – 30 minut, ale w praktyce było tak, że jak ktoś czekał do komputera, to właśnie z niego korzystający szybko się uwijał, by go udostępnić (rzecz jasna były wyjątki). Owe komputery stacjonarne były zazwyczaj stare(monitory też, klawiatury i myszki nieraz ledwo funkcjonowaly), rzadko kiedy oferowały czytnik cd czy dvd, o nagrywaniu nie wspominając, za to często było oprzyrządowanie do korzystania ze skype`a. Nieraz była wyłączona możliwość korzystania z usb. Problemem w części hosteli było to, że z tych komputerów korzystali obsługujący recepcję (gdy nie mięli własnego), inni pracownicy, właściciele, ich rodzina. A więc nie dość, że jeden czy dwa komputery to było nic w stosunku do potrzeb, to jeszcze nie mogli z nich często korzystać klienci. W Brazylii i w jednym z dwóch hosteli w których byłem w Londynie, dostęp do komputera z internetem był płatny i drogi. W większości miejsc noclegu w niedużej odległości były kawiarenki internetowe, co ułatwiało choćby prowadzenie bloga, często czynne do późnych godzin nocnych, a minimum do 21-22. Skrytki na cenne rzeczy o których pisałem częściej były na korytarzach czy w okolicy recepcji niż w pokojach, dysponowała nimi ok. połowa hosteli(ewentualnie trochę ponad). Skrytki częściej były małe, tylko na najcenniejsze rzeczy lub duże(rzadziej), że zmieścił się nawet cały plecak. Generalnie trzeba mieć swoje kłódki, które łatwo kupić w Ameryce Południowej, czasami miały hostelowe kłódki. Większość hosteli dysponowała ogólnodostępną kuchnią, jednak o bardzo różnym standardzie. Standardem była kuchenka gazowa i lodówka, nierzadko też mikrofalówka, naczynia. Zmywarki nie było nigdzie. Także ciepła woda w kuchni do mycia naczyń była nieczęsta. Jednak część hosteli kuchni nie posiadała. Jedne nie miały warunków, inne nie chciały. Najczęściej tej kuchni nie było w krajach, gdzie łatwo i tanio można było zjeść na mieście (zwłaszcza w Boliwii i Peru). Hostele często dysponowały tarasem, ogrodem lub barem albo chociaż pokojem o charakterze salonu, w większości hosteli był gdzieś duży stół przy którym można było sobie spokojnie zjeść. Niektóre oferowały klubowe imprezy, bilard, ping-pong, hamaki, raz nawet jacuzzi, wypożyczały rowery lub samochody, nierzadko posiadały małą biblioteczkę z przewodnikami po kraju (pewnie w dużej mierze zostawione przez wyjeżdżających turystów). Telewizor w „salonie” z kablówką lub telewizją satelitarną był raczej standardem. Część hosteli oferowała pranie rzeczy zazwyczaj przez zewnętrzną firmą, nieraz były kartki z zakazem prania w hostelu. Byłem w niskim sezonie w Ameryce Południowej, więc bardzo rzadko hostele były pełne lub prawie pełne, zazwyczaj były wypełnione w połowie lub mniej, przez co nie odczuwałem tłoku, ale gdy hostel jest pełny to warunki pobyt wyraźniej się pogarszają, ponieważ właściciele chcą upchać jak najwięcej łóżek, na dosyć niedużej powierzchni.
Obsługa w hostelach. Zazwyczaj jest jeden pracownik w recepcji, rzadko więcej i zazwyczaj chociaż trochę zna angielski. W części hosteli zna bardzo dobrze angielski, w części wcale lub prawie wcale. Obsługa jest zazwyczaj w porządku, miła, pomocna, ale w niewielu hostelach jest wyjątkowo miła, serdeczna, fajna i pomocna. Hostele zajmują zazwyczaj cały budynek – kamienicę lub coś jak duży dom jednorodzinny przystosowany na potrzeby hostelu. Położone są zazwyczaj w bardzo dobrych miejscach. W centrach miast, w atrakcyjnych turystycznych dzielnicach, blisko oceanu. Zazwyczaj blisko z nich do stacji metra, przystanku autobusowego lub dworców, do sklepu spożywczego lub marketu. To jest często sedno sukcesu hostelu – dobre położenie.
Hostele w zasadzie wszystkie mają swoje regulaminy. Są one często rozbudowane, wiszą w pokojach np. na drzwiach, do tego są w różnych miejscach instrukcje jak z czego korzystać i w pokojach, łazienkach, w kuchni, korzystając z internetu. Często przybiera to rozmiar szaleństwa. Ale na szczęście mało kto je przestrzega. W tych regulaminach są często oczywiste rzeczy napisane, więc normalnie się zachowując nie ma problemu. Ale jak zawsze są wyjątki wśród ludzi, którzy nie potrafią zachowywać się jak wszyscy, najwięcej z tym problemów mięli azjaci i Izraelczycy. Niejednokrotnie regulaminy były w ich językach też, bo często słabo u nich z angielskim. A co np. jest w tych regulaminach? Zapisy jak się zachowywać, ile trwa doba hotelowa, kiedy następuje cisza nocna, po której godziny hostel jest zamykany, jak należy się rejestrować, jak korzystać z internetu, ile czasu, jakiego typu strony internetowe można otwierać a jakich nie, że nie można używać usb, czytników kart, czytników cd, dvd jeśli są zamontowane, by oszczędzać wodę, prąd, nie wrzucać zużytego papieru do muszli klozetowej(w większości hosteli wyprawy), by myć naczynia po użyciu i odkładać je na miejsce, by brudnej bielizny nie rozrzucać po pokoju. Nieraz zebrałoby się sporo stron A4 tych regulaminów. W niektórych hostelach poprzyklejali je i różne instrukcje wszędzie, co bywało denerwujące. Mieszkańcy hosteli i tak robią swoje, regulaminy przestrzegają tak jak im pasuje, nie przejmują się nimi, a niektórzy mówili, że tak je te wszędzie porozwieszane instrukcje wkurzają, że robią codziennie odwrotnie do ich treści, na złość. Rzeczywiście nieraz można było odnieść wrażenie, że klienci traktowani są jak dzieci i osoby mocno chore umysłowo oraz nie potrafiące zrobić najprostszych rzeczy. Jak w jakimś obozie karnym, kiedy większość klientów była na wakacjach. Rozumiem intencje, nieraz pewnie problematyczne osoby się zdarzają, ale tak naprawdę co z tego, że są te instrukcje porozwieszane. Jak ktoś nie będzie chciał ich przestrzegać, to nie będzie tego robił. Inni mieszkańcy nie będą się wtrącać, poza jakimiś bardzo rażącymi zachowaniami, obsługi jest niewiele i nie ma jak pilnować, zresztą też by nie interweniowała, gdyż hostele często są zarejestrowane w międzynarodowych wyszukiwarkach internetowych hosteli, które są też platformą rezerwacyjną oraz pozwalają wystawiać komentarze, którymi kieruje się wielu potencjalnych klientów. Więc trzeba z klientami ostrożnie, bo kilka negatywnych komentarzy może popsuć na tyle opinię i średnią ocenę w procentach, że odbije się to na dochodach hostelu. Warto zauważyć, że większość mieszkańców nie ma wygórowanych oczekiwań od hostelu, bo wiedzą, że płacą niedużo i nie mogą oczekiwać cudów, głównie chodzi o tanie łóżko i możliwość prysznica. A propos pryszniców, to tylko raz czy dwa było połączenie pryszniców z wannami, a tak są tylko prysznice, praktyczniejsze.
Nie we wszystkich hostelach czy residencial był papier toaletowy, ale zazwyczaj w recepcji można było go bezpłatnie otrzymać. W schroniskach w masywie Huayna Potosi obowiązkowo trzeba było mieć własny papier, w Base Camp można go było nawet kupić.
Co do płatności to generalnie obowiązuje gotówka, tylko lepsze hostele mają terminale do płacenia kartą, niektóre za to pobierają opłatę za transakcję (przerzucają ją po prostu na klienta). Gotówka powinna być w miejscowej walucie, dolary, ewentualnie euro też zazwyczaj mogą być, choć należy się liczyć z gorszym niż w rzeczywistości przelicznikiem. Nieraz hostele wymieniają też dolary czy euro. Płaci się albo z góry za wszystko, można płacić co noc, bądź płaci się raz wszystko przy opuszczaniu hostelu, wraz z zamówionymi w barze napojami, jedzeniem, pralnią itp (zapisywane jest bowiem wszystko, nazwisko lub imię, numer pokoju – obowiązuje zasada wzajemnego zaufania). Z kolei w innych hostelach od razu za wszystko się płaci, także w barach. Generalnie bywalcy hosteli to uczciwi ludzie, ponadto przy wejściu na ogół spisywane są dane z paszportu, często jest on skanowany, ale są też hostele, że samemu się wpisuje dane do zeszytu. W ogóle podczas takiej wyprawy często człowiek używa numeru paszportu, więc warto znać go na pamięć. Jak już pisałem ceny są stałe, ale zwłaszcza w mniejszych hostelach czy residencial jest czasami możliwość na wstępie się potargowania, gdy cena jest wysoka wręcz należy to zrobić, ale nie zawsze to się kończy sukcesem. Argumentacja często jest taka, że to są stałe ceny i tak niskie. Przy pokojach prywatnych często płaci się za pokój i nierzadko ten pokój jest z dużym dwuosobowym łóżkiem, ale jak się jest samemu to i tak trzeba zapłacić za cały pokój (zresztą dokładnie tak samo jest często w Azji, tylko tam jest taniej).

Warto rozróżnić hostele od Residencial, hospedaje – ogólnie można by je określić pensjonatami(często przypominają tanie hoteliki Indii czy Nepalu). Bywa, że niektóre mimo takiej nazwy są klasycznymi hostelami, ale zazwyczaj jest to inny typ miejsc noclegowych niż hostele. Zawsze mają pokoje jedno lub dwuosobowe, generalnie nie mają pokojów wieloosobowych, a w pokojach kilkuosobowych są zwykłe łóżka, nie piętrowe. Można wybrać pokoje z pełnym węzłem sanitarnym lub z łazienką na korytarzu. Większość oferuje TV w pokoju z kablówką(w której wiele międzynarodowych kanałów wyłącznie z HBO, WB, Universal). W hostelach nierzadko mimo istnienia pokojów prywatnych, to nie zmieściła się tam łazienka i trzeba korzystać tak jak inni mieszkańcy hostelu. W residencial nie ma ogólnie dostępnych kuchni, salonu, telewizory są zazwyczaj w pokojach(z kablówką). Można jednak w części wykupić śniadanie, jedzenie. Mimo, że oferują pokoje prywatne, to nierzadko wystrój, jakość, czystość odbiega od hosteli in minus. Tam prawie nikt nie zna angielskiego, nie są też zazwyczaj oferowane żadne atrakcje, nie ma ulotek, biur turystycznych, dostępu do internetu. Jeśli są tylko residencial a nie ma hosteli, to oznacza to prawie zawsze, iż nie jest to miejscowość postrzegana jako turystyczna. Korzystają z nich głównie miejscowi, którzy przyjechali do pracy czy np. nad ocean i poza plażą nic więcej nie planują. Ceny są wyższe niż w hostelach, ale ma się prywatny pokój. Zazwyczaj ceny były w granicach 15-20 dolarów, czasami około 25-30 dolarów, rzadko kiedy w granicach 10 dolarów – za najtańsze pokoje. Nie spotkałem się nigdy z ofertą, żeby było taniej za dłuższy pobyt, ale zawsze można pogadać. Hotele natomiast w Ameryce Południowej, zwłaszcza o dobrym standardzie są drogie.
Bezpieczeństwo w hostelach. Ameryka Południowa była piątym kontynentem w którym byłem (nie było mnie jeszcze w Australii i Oceanii oraz na Antarktydzie – ale i tam będę chciał dotrzeć, choć moim ukochanym kontynentem jest Azja i nie sądzę, by to mogło się zmienić), gdzie spotkałem się z kradzieżami w hostelach. To były bardzo rzadkie przypadki, ale jednak. I to mimo znacznych środków bezpieczeństwa, w wielu miejscach na świcie niespotykanych – bo nie ma potrzeby. Generalnie na świecie hostele są miejscami, gdzie bywalcy są tacy sami. Młodzi ludzie, na luzie, weseli, nie dbający o zamykanie pokoi, zostawiający cenne rzeczy luzem, chowanie bagaży w skrytkach jest im obce (tak na marginesie niektóre hostele młodzieżowe dopuszczają klientów jedynie do 35 roku życia, a tak w ogóle klienci w wieku ok. 50 lat lub starsi są bardzo rzadko spotykani, jeśli już to mężczyźni globtroterzy nadający na takich samych falach jak młodzi, innych w tym wieku nie spotykałem). W Ameryce Południowej owi bywalcy hosteli zachowywali się trochę inaczej, pytali o skrytki na bagaże, jak z bezpieczeństwem. Od razu pieniądze, cenne rzeczy w tym paszport były chowane w skrytkach. Oczywiście były osoby czy miejsca, gdzie nadal było wszystko na luzie. Hostele są na ogół dobrze okratowane, z wysokimi płotami, nie można tak po prostu wejść, bo drzwi są zamykane, jest domofon, obsługa wpuszcza i pilnuje kto wchodzi. Tyle w teorii, a w praktyce jednak zdarza się, choć bardzo rzadko, że ktoś wraca do hostelu i nie ma jego plecaka czy notebooka. Nie słyszałem na innych kontynentach, za wyjątkiem niektórych krajów Afryki, o takich przypadkach. Nie mniej generalnie jest bezpiecznie, bo jeśli ten warunek nie zostanie spełniony, to nie będzie klientów. A dla wielu hostel w Ameryce Południowej jest oazą swobody i bezpieczeństwa.

A teraz felieton:
Zastanawia mnie też kto i dlaczego wymyśla tyle nieodpowiednich nazw hosteli? Albo nazwa za długa albo za trudna albo jedno i drugie. Domyślam się, że to dzieło właścicieli, ale czemu przy ustalaniu nazw nie kierują się rozsądkiem i możliwością większych zarobków? Czym łatwiejsza nazwa do zapamiętania tym lepiej. Turyści, podróżnicy, wymieniają się takimi informacjami. Ale by się wymienić trzeba pamiętać nazwę. Podczas tej wyprawy co najmniej parę razy ktoś mi polecał hostel (raz odradzał), ale nie pamiętał nazwy, tłumacząc że dziwna lub długa. Ja miałem swoje namiary, ale była duża szansa bym z tych nowych namiarów – sprawdzonych – skorzystał, ale jak to zrobić jak nie zna się nazwy? Nawet w necie nie można poszukać. Jak szukam hosteli w internecie a jest ich dużo w wielu miastach, to jak widzę jakąś pokręconą nazwę a hostel ma ceny podobne do innych, to odpuszczam sobie taki hostel. Wiem bowiem, że jak go będę szukał na piechotę czy jadąc taksówką, to potrzebuję nazwę krótką, łatwą do poprawnego wymówienia. Trudna nazwa, jeszcze nie anglojęzyczna, może bowiem uniemożliwić mi znalezienie hostelu. A w Ameryce Południowej ważne jest ze względów bezpieczeństwa nie paradować za długo z plecakiem po mieście w poszukiwaniu hostelu. Szukając hostelu często wymienia się jego nazwę. Nawet w dużych miastach gdy pyta się taksówkarzy czy w sklepach, policjantów. Ponadto właściciele nie dbają o rozreklamowanie swojego hostelu choćby wśród taksówkarzy i w okolicznych punktach handlowych. Często przerabiałem, że taksówkarz nie znal nazwy hostelu, do którego chciałem dotrzeć. Dzięki nazwie ulicy którą miałem zapisaną i innych taksówkarzy zazwyczaj udawało się odnaleźć hostel. Takie problemy miałem m.in. w Valparaiso, Copiapo, La Serenie, Limie, Sao Paulo czy w Rio de Janeiro. W tym ostatnim mieście nikt nie wiedział, gdzie jest hostel z mojej kartki. Raz, że nazwa taka sobie (która szybko uleciala mi z pamięci), dwa taksówkarze, sklepikarze, ochraniarze apartamentów, strażacy – nikt nie wiedział, gdzie jest ten hostel, bo nazwa nic nie mówiła a i malutka ulica mówiła niewiele więcej i taksówkarz nie mógł go odnaleźć. W konsekwencji w Rio mieszkałem w innym hostelu do zamierzonego, tym samym hostel z mojej kartki nie zarobił na mnie, bo nie dał mi szansy. Nazwa oprócz tego, że krótka, łatwo wpadająca w ucho, łatwa dla wszystkich do wymówienia, powinna być też taka, by nie myliła się z innymi miejscami, nie wprowadzała w błąd. Bowiem często nazwy hosteli są takie jak nazwy drogich hoteli w tym samym mieście(nieraz okolicy), tak było np. w Antofagaście albo nazwy nijakie jak nazwy hosteli w Rio czy Santiago: odpowiednio Rio Backpackers i Footsteps Backpackers. Jeśli nazwa nie pozwala określić okolicy gdzie znajduje się hostel, np. Hostel Hyde Park w Londynie, Hostel Moneda (od nazwy ulicy) czy hostel 63 też w Londynie (tu już gorsza wskazówka, ale cyfry oznaczają numer domu gdzie na danej ulicy znajduje się hostel), to niech chociaż będzie krótka i dla wszystkich łatwa do wymówienia. Te dwie długie przytoczone nazwy są za długie i bardzo trudne do wymówienia przez wielu miejscowych, na dodatek nie znających angielskiego. Im takie nazwy jak Rio Backpackers czy Footsteps Backpackers nic nie mówią, a trudności z wymową mieli nawet turyści z Azji. Ale nieprzemyślanych nazw hosteli widziałem dużo więcej. Mogę je jednak przytoczyć dlatego, iż je sobie zapisałem. Oto trochę dalszych przykładów nazw za długich lub zbyt trudnych do wymówienia dla turystów (co nie znaczy, że muszą być po angielsku) lub zbyt trudnych dla zrozumienia przez miejscowych (co nie znaczy, że nie mogą być po angielsku): Huemul w El Calafate, Mendoza Lodging w Mendozie, Codihue w Copahue (tutaj pewnym usprawiedliwieniem jest to, iż do Copahue dociera bardzo niewielu turystów nie hiszpańskojęzycznych), Aji Verde w La Serenie(jak wymówić to Aji gdy nie zna się miejscowego języka), Residencial Chanarcillo w Copiapo (nad „n” w oryginale jest szlaczek), Residencial Sucursal w Copiapo, Corvatsch w San Pedro de Atacama, Hostel Backpackers House w Cuzco (w większych miastach w nazwie hosteli często jest słowo backpackers) czy Lodge Chullachaqui. Podkreślić jeszcze wypada, że jak szukasz hostelu to nie wiesz jak wymówić takie wyrazy jak Chullachaqui, Aji, Codihue, Chanarcillo czy Huemul. A wystarczy lekko przekręcić nazwę lub źle zaakcentować, by nie zostać zrozumianym przez miejscowych (jakimś rozwiązaniem jest nazwa napisana na kartce co praktykowałem).
Ale są też dobre przykłady przemyślanych nazw i dla wszystkich wygodnych do wymówienia. Na przykład oprócz już wymienionych: Amigo w Mexico City, Che w Buenos Aires, Buenos Aires w El Calafate, Blue House w Punta Arenas (nazwa nawiązująca do koloru budynku), Millenium w Valparaiso, Sajama w Uyuni czy Residencial Amigo w Puerto Iguazu. Ale niezwykle przemyślanym projektem jest sieć hosteli The Point w Peru (głównie) i Boliwii. Tych hosteli jest ponad 5(ale na chwilę obecną mniej niż 10) głównie w Peru. Łatwa i charakterystyczna nazwa, reklama na mapkach turystycznych, taksówkarze wiedzieli zawsze gdzie jest The Point. Charakterystyczne pomarańczowe kolory, charakterystyczny, wyraźny sposób pisania nazwy, wszystkie hostele zrobione wg podobnego modelu co do oferty, toalet i łazienek (męsko-damskich), niektórych elementów wystroju (tarasy z hamakami, bilard), dobrze zaopatrzone bary i imprezy klubowe w weekendy. Do tego przybywający dostają pomarańczowy pasek-naklejkę przyklejany na nadgarstek z nazwą, adresem, we wszystkich hostelach sieci takie same, różnią się nazwą miasta. Naklejki są wodoodporne i nie tylko The Point je stosuje. One z jednej strony mają pozwolić określić czy wchodzi swój-obcy, mają stanowić pomoc dla turysty gdyby się stracił. W praktyce z czymś takim na nadgarstku od razu pokazuje się wszystkim, że jesteś turystą a nadzieja, że dzięki tej naklejce złodziej nie wejdzie do hostelu jest nieusprawiedliwiona, ponieważ nikt tej naklejki nie sprawdza, obsługa hostelu nie zawsze jest czujna, drzwi nieraz otwarte i wystarczy mieć coś pomarańczowego na ręce i bez problemów się wejdzie do hostelu, w którym klimat międzynarodowy, wszystko pootwierane, drogie sprzęty luzem i poczucie bezpieczeństwa, czasami zawodne. W każdym bądź razie The Point został świetnie pomyślany. Oferta jest dobra, bo hostele są duże i oferują dobre warunki za nieduże pieniądze, większość osób jeśli spała w The Point w jednym mieście, chciała też spać w The Point w innym mieście o ile był tam hostel tej sieci (jeśli zachowasz pomarańczową naklejkę to okazując ją w innym hostelu sieci pierwszego drinka masz za darmo). The Point w Peru i w La Paz w Boliwii był bardzo rozpoznawalny, znany wśród turystów a dzięki charakterystycznej nazwie, zapisu oraz jaskrawym kolorom także wśród miejscowych. Jednocześnie w takim Barranco w Limie zrobiono wyjątek- by nie psuć otoczenia(przesadnie się nie wyróżniać) na zewnątrz The Point był w stonowanych kolorach, a napisy czarne.

Wszystkie miejsca noclegu spełniły swoją podstawową rolę – pozwoliły się przespać i zazwyczaj wykąpać, najczęściej za nieduże pieniądze.

♦♦♦Odpłatne miejsca noclegu podczas wyprawy(bez nocnych środków transportu):
*ceny noclegów: przeliczenie na dolary mniej więcej wg kursu w okresie mieszkania w danym hostelu/residencial, chyba że napisano inaczej; dolar w chwili rozpoczęcia wyprawy kosztował 3zł, a w chwili powrotu 3,40zł i inne waluty też mniej więcej tak podrożały(miesiące marzec-czerwiec 2010)
*gdy nie byłem pewny ilości łóżek w moim pokoju użyłem formuły „albo”
*gdy nie ma informacji o śniadaniu, znaczy, że go nie było
Hostel Hyde Park – London (ok. 22$ za noc w 6-osobowym pokoju, rezerwacja przez internet i częściowa płatność kartą, co trochę podwyższa koszt noclegu)
Główne zalety: dobra lokalizacja, przyzwoite ceny
Główne wady: miejsce nijakie, bez klimatu(takie na jedną noc), wszystko dodatkowo płatne wyłącznie z wolnym internetem
Hostel 63 – London (pierwsze dwa noclegi po prawie 14$, trzeci weekendowy za prawie 20$ za noc w 8-osobowym pokoju, rezerwacja przez internet i częściowa płatność kartą, co trochę podwyższa koszt noclegu)
Główne zalety: dobra lokalizacja, przyzwoite ceny
Główne wady: nijakość, ale czytaj poniżej inne uwagi↓
Inne uwagi: lepsze ceny i lepsza atmosfera niż w Hostel Hyde Park, jeden zaniedbany komputer z bezpłatnym internetem, niezłe warunki do oglądania TV, mały taras od strony parku. Ze względu na problemy z tanimi noclegami w Londynie – brak miejsc, często niezbędna jest wcześniejsza rezerwacja i uiszczenie niewielkiej opłaty rezerwacyjnej)
Hostel Amigo – Mexico City (ok. 12,5$ za noc w 6-osobowym pokoju ze śniadaniem, wg wyższego kursu z czerwca a nie z marca)
Główne zalety: dobre położenie, dobre śniadania
Główne wady: pokoje większe niż w Monedzie↓ ale bez okien i skrytek(malutkie tylko w recepcji), ze słabej jakości drzwiami, nie stawiającymi żadnego oporu (przynajmniej w moim pokoju), odgłosy z pubu na parterze roznoszą się po całym hostelu(więc to nie miejsce dla lubiących ciszę i chcących się wyspać), łazienki na korytarzach – takie sobie, obsługa słabo znająca angielski.
Inne uwagi: ceny dobre, ale wyższe niż w Monedzie↓, która w cenie oferuje więcej
Hostel Moneda - Mexico City (ok. 10,5$ za noc w 6-osobowym pokoju ze śniadaniem i obiadokolacją wg kursu dolara w kantorze, wg kursu jaki przyjął bank przy płatności kartą 12,3$ za noc)
Główne zalety: dobre ceny(czym dłużej tym taniej), dobre jedzenie (śniadania i obiadokolacje w cenie), bardzo pomocna(mająca wiedzę) i sympatyczna obsługa znająca angielski, fenomenalne położenie, bardzo fajny taras i z super widokiem, rozsądne ceny w barze, pięć komputerów z bezpłatnym i dosyć szybkim internetem(rekord podczas wyprawy), fajna atmosfera, imprezy klubowe w weekendy
Główne wady: bardzo ciasne pokoje i bez okien (ale z dużymi skrytkami(zmieści się plecak) i pełnym węzłem sanitarnym)
Inne uwagi: winda – co nieczęste w hostelach, np. w Londynie często w kilkupiętrowych kamienicach-hostelach ich nie ma. Płaciłem kartą, nie było problemu, nie ponosiłem żadnych kosztów z tym związanych. Pierwszy mały kieliszek tequili za darmo. Chyba najlepszy hostel podczas mojej wyprawy.
Che Hostel – Buenos Aires (prawie 10$ w 8–osobowym pokoju z niedużym śniadaniem)
Główne zalety: dobre położenie, przyzwoite ceny, mały taras z dobrymi warunkami do ręcznego prania
Główne wady: część pracowników recepcji nie znająca j. angielskiego
Inne uwagi: spokojna atmosfera w okresie w którym byłem i skrzynki z krat na cenniejsze rzeczy w pokojach
Blue House Hostel – Punta Arenas (Chile) (10$ w 6–osobowym pokoju ze śniadaniem)
Główne zalety: dobre położenie, dobre ceny, dosyć obfite śniadanie w cenie(na słodko p co jest standardem w hostelach)
Główne wady: niezbyt przyjemne łazienki, ale czytaj też inne uwagi↓
Inne uwagi: budynek jest stary, drewniany, co widać wewnątrz, także w łazienkach i trudno coś na to poradzić poza jakimś kapitalnym kosztownym remontem, bardzo wolny internet
Hostel Buenos Aires – El Calafate (Argentyna) (prawie 12$ za noc w 8 albo 10 –osobowym pokoju z mini śniadaniem)
Główne zalety: miła i pomocna obsługa
Główne wady: dosyć ciasny hostel ze zbyt małą liczbą łazienek (kolejki)
Inne uwagi: wejście do hostelu tylko poprzez wpisanie kodu składającego się z ostatnich czterech liczb nr paszportu, możliwość wynajęcia samochodu, spore skrytki na korytarzu na bagaże. Bardzo małe śniadania w cenie – wyliczone(np. dwa małe tosty)
Huemul Hostel – El Calafate (prawie 8$ za nocleg w 6-osobowym pokoju)
Główne zalety: bardzo dobra cena
Główne wady: ciasne i ciemne pokoje, ciasny główny korytarz
Inne uwagi: jako, że El Calafate jest małym miastem, to generalnie wszystkie hostele mają przyzwoite położenie, w Huemul nie było śniadań w cenie, ale kawa i herbata za darmo, w głównym korytarzu duże skrytki na bagaże, które można wynająć także na czas wyjazdu w góry, jeśli się nie posiadało własnej kłódki, można było taką dostać na czas przechowywania bagaży
Pensjonat Codihue – Copahue (Argentyna) (23,5$ za noc w prywatnym pokoju z łazienką i bardzo symbolicznym śniadaniem)
Główne zalety: brak
Główne wady: cena, ale i tak najniższa w Copahue (cena wysoka w zamian niewiele), nikt nie znał j. angielskiego, średnio przyjemne pokoje ale czytaj też inne uwagi↓, mikroskopijne śniadanie(kawa, łyżeczka dżemu i pięć miniaturowych sucharków)
Inne uwagi: pensjonat nie dość, że wysoko w górach(trudne warunki klimatyczne), to jest w starym w dużej mierze drewnianym budynku co widać w pokojach i łazienkach – m.in. wilgoć(pokoje z pełnym węzłem sanitarnym), do dyspozycji był stary piecyk elektryczny z przetartym kablem(bo miejscowość wysoko w górach). O tej porze roku pensjonat był praktycznie pusty(2-4 klientów wyłącznie ze mną). Copahue to malutka miejscowość, więc wszystkie miejsca noclegu są świetnie położone
Hostel Mendoza Lodging – Mendoza (Argentyna) (ok. 9,5$ za noc w 6 albo 8 –osobowym pokoju z bardzo symbolicznym śniadaniem)
Główne zalety: dobre położenie(choć daleko od dworca autobusowego), dobre ceny, miły właściciel
Główne wady: właściciel będący głównym recepcjonistą, jak i osoby mu pomagające nie mówiły praktycznie po angielsku, symboliczne śniadanie – mały rogalik i kawa
Inne uwagi: hostel posiada nieduże skrytki na najcenniejsze rzeczy
Refugio w Puente del Inca (Argentyna) (prawie 8$ za nocleg w 6-osobowym pokoju)
Główne zalety: dobre położenie, dobra cena, chyba jedyny taki obiekt w tej miejscowości
Główne wady: jest to bardzo prymitywne schronisko mieszczące się de facto w baraku (ale jest TV satelitarna), do tego było bardzo zaniedbane, wszędzie niewyobrażalny brud, syf, bałagan, małe, ciasne, ciemne i mało przyjemne pokoje wieloosobowe (na szczęście prawie zero klientów), miły gość pilnujący obiektu, ale kompletnie nie anglojęzyczny
Inne uwagi: w tej malutkiej miejscowości wszędzie jest blisko, ale położenie ma o tyle znaczenie, że przy głównej drodze ze względu na liczne ciężarówki jest głośno. Najbardziej zaniedbane miejsce noclegu podczas całej wyprawy. Cena dobra, choć i tak zawyżona w stosunku do warunków, jednak jak się popatrzy, że tyle samo co nocleg kosztował tam hamburger(najtańszy ciepły posiłek), to zmienia to trochę postać rzeczy
Hostel Footsteps Backpackers – Santiago de Chile (prawie 10,5$ za nocleg w 8-osobowym pokoju ze śniadaniem)
Główne zalety: przyzwoite ceny i położenie, miła obsługa, fajna atmosfera
Główne wady: zbyt mało łazienek
Inne uwagi: jeden z niewielu hosteli z dobrej jakości pościelą, zadbaną, dostosowaną do klimatu. Hostel dosyć często sprzątany co też nie jest regułą. Poza tym ma mały balkon, stół bilardowy i położony jest w ładnej małej uliczce.
Hostel Millenium – Valparaiso (Chile) (ok.. 10$ za nocleg w 6-osobowym pokoju ze śniadaniem)
Główne zalety: cena, położenie (ale dalekie od dworca autobusowego i w zaułku trochę trudnym do odnalezienia)
Główne wady: dorosły syn właścicielki notorycznie okupujący komputer dla gości, zaniedbana mało przyjemna kuchnia (mieszcząca się w innej części budynku), ale czytaj też inne uwagi↓
Inne uwagi: hostel mieści się w starym drewnianym budynku co widać, jest trochę zaniedbany, szczególnie kuchnia, łazienka też jest mało przyjemna. Hostel niby ma słynąć z rodzinnej atmosfery, ale tam nie było żadnej atmosfery, nawet przeszkadzała chwilami ciągle kręcąca się po budynku starsza właścicielka, ta rodzinność objawia się jedynie w wystroju, bo to de facto duży dom w którym żyje rodzina, częściowo zamieniony na hostel. A więc jest salon jak w normalnym domu, z sofami, wszystkimi bibelotami, utrzymany w starym stylu(jedyny w ten sposób utrzymany hostel podczas wyprawy). W tym pokoju jest też lodówka, komputer, telewizor, ta dwa ostatnie elementy były okupowane przez syna właścicielki.
Aji Verde – La Serena (Chile) (ok. 14$ za nocleg w 6 albo w 8 –osobowym pokoju ze śniadaniem)
Główne zalety: położenie przy starym mieście (ale daleko od oceanu, ze względu na położenie starego miasta), fajny dolny i górny taras, miła i pomocna obsługa
Główne wady: Brak
Inne uwagi: Hostel na dobrym poziomie, może nie wyróżniał się jakoś szczególnie in plus, ale nie miał też jakichś szczególnych wad. Był stół z piłkarzykami do gry.
Residencial Sucursal - Copiapo (Chile) (ok. 30$ za nocleg w marnym pokoju prywatnym z łazienką)
Główne zalety: położenie w centrum i bardzo blisko dworca autobusowego (a w zasadzie dworców, bo różne firmy przewozowe mają swoje, koło siebie)
Główne wady: bardzo wysoka cena w zamian za bardzo słabe warunki, zero angielskiego
Inne uwagi: pokój jednoosobowy niby z łazienką, którą jednak zrobiono w ten sposób, że z szerokiego holu zabrano kawałeczek i przy użyciu trzech płyt z cienkiego drewna dostawiono do pokoju łazienkę – porażka.
Residencial Chanarcillo – Copiapo (Chile) (ok. 12$ za nocleg w jeszcze marniejszym pokoju prywatnym niż wyżej, bez łazienki)
Główne zalety: położenie w centrum i bardzo blisko dworca autobusowego (a w zasadzie dworców, bo różne firmy przewozowe mają swoje, koło siebie), miła i pomocna obsługa mimo że ↓
Główne wady: zero angielskiego, mało przyjemne pokoje z oknami na korytarz, bardzo zaniedbane łazienki/toalety
Inne uwagi: Jak na Copiapo przyzwoita cena, ale i tak za wysoka, mimo pokoju jednoosobowego
Residencial Bahia Caldera – Caldera (Chile) (ok. 16$ za nocleg w prywatnym pokoju z łazienką)
Główne zalety: dobre położenie, bardzo sympatyczna i pomocna właścicielka, użyczająca nawet swój komputer, dzwoniąca w moim imieniu i na moją prośbę, bardzo dobre warunki w pokoju (była nawet lodówka) a przy tym rozsądna cena
Główne wady: właścicielka nie mówiąca po angielsku (usprawiedliwieniem jest to, iż tutaj dociera niewielu zagranicznych turystów)
Chanaral – Hotel La Marina (Chile) (ok. 8$ za prywatny pokój bardzo marnej jakości bez łazienki)
Główne zalety: położenie w sercu najważniejszej ulicy handlowej w miasteczku, bardzo dobra cena
Główne wady: Małe, zaniedbane i brudne pokoje, w moim nawet było mrowisko(pod betonową posadzką), a więc non stop pełno mrówek(wchodziły przez szczeliny), słaba łazienka i toaleta na „dziedzińcu”, pokój ciemny z małym oknem, brak znajomości angielskiego przez obsługującego właściciela.
Inne uwagi: obiekt nie miał nic wspólnego z hotelem, jest to bowiem prymitywny pensjonat(residencial) prowadzony przez staruszka, zaniedbany. Jednak cena była najniższą za nocleg w drogim Chile.
Residencial Aliro – Antofagasta (Chile) (ok. 24$ za prywatny pokój o beznadziejnej jakości bez łazienki)
Główne zalety: świetne położenie
Główne wady: bardzo drogo, beznadziejne warunki, bardzo ciasno, brudno, głośno, gorąco, marna toaleta i łazienka w korytarzu, brak ciepłej wody, brak własnego klucza do pokoju(otwiera pracownik recepcji często nieobecny na swoim miejscu), zero angielskiego. Bardzo cienkie ściany pokoju.
Inne uwagi: Najgorszy nocleg wyprawy w korelacji jakości do ceny. Do tego dużo typków z pod ciemnej gwiazdy.
Residencial Nuevo Continental – Calama (Chile) (ok. 18$ za prywatny pokój bez łazienki)
Główne zalety: dobre położenie, sympatyczna i pomocna obsługa
Główne wady: wysoka cena (ale w Calamie w ogóle noclegi są drogie), marny i ciemny pokój, marna łazienka i toaleta na zewnątrz, zero angielskiego
Inne uwagi: w mniej turystycznych miastach nie było hosteli tylko obiekty typu residencial, zazwyczaj o dosyć wygórowanych cenach jak na oferowaną jakość usług.
Residencial Corvatsch – San Pedro de Atacama (Chile) (ok. 12$ w 5-osobowym pokoju)
Główne zalety: przyzwoite ceny i dobre położenie (bo są też hostele w San Pedro spory kawałek od centrum), ogród
Główne wady: ciasne pokoje i w ogóle bardzo ciasno- wąski korytarz główny, malutka kuchnia, malutki pokój z TV i komputerami-jednocześnie będący recepcją, problemy z ciepłą wodą, komputery zamknięte na kłódkę, by nie używać żadnych płyt, pendrive`ów, nie podłączać aparatów, kamer, mnóstwo bzdurnych regulaminów (na szczęście niezbyt przestrzeganych), dzieci właścicieli i pracowników okupujące komputery i wrzeszczące do późna, obsługa nie znająca wcale lub prawie wcale angielskiego oraz wiecznie nieobecna i robiąca nieraz sztuczne problemy, wszystko wiecznie pootwierane, nikt niczego nie pilnuje (ale na szczęście nic nikomu w tym czasie nie skradziono)
Inne uwagi: Oprócz hostelu(bo to był hostel mimo nazwy residencial) firma posiada też hotel i agencję trekkingową z biurem niedaleko residencial. Jako że brama od wejścia do hostelu jest oddalona o kilka metrów, a pilnujący w nocy recepcji często śpi, to ruszając na wczesnoporanne eskapady trzeba samemu czuwać jak podjedzie samochód(i ktoś będzie pukał) na ową eskapadę – choć to ponoć należy do obowiązków osób z recepcji(zawiadamianie klientów).
Hospedaje nad Laguną Blanca należące do/zarządzane przez/współpracujące z(?) biurem Colque Tours (Boliwia) (4$ z groszami za noc w 4-osobowym pokoju)
Główne zalety: że w ogóle jest, przepiękna sceneria, cisza, spokój – to rekompensowało wszystkie wady
Główne wady: bardzo prymitywne miejsce (ale chwilami wieczorem był nawet prąd z agregatora, toaleta marna, a łazienka praktycznie nie do użycia, o ciepłej wodzie nie wspominając)
Inne uwagi: jeden z wyższych noclegów, bo na 4345m. Pokój był kilkuosobowy, ale nie miałem w nim towarzystwa. W pokoju był grzejnik, ale nie wiem czy działał nawet gdy był prąd, mnie było ciepło.
Hostel Sajama – Uyuni (Boliwia) (4$ z groszami za noc w pokoju prywatnym bez łazienki)
Główne zalety: dobra cena i położenie
Główne wady: ciemne pokoje, okna na korytarz, słabe łazienki i prysznice, brak ciepłej wody
Hospedaje (lodge) zbudowane z soli przy Salarze Uyuni (Boliwia) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 3-dniowej wycieczki po salarze Uyuni i Altiplano, pokój solny 6-osobowy ale z łóżkami parterowymi)
Główne zalety: wszystko zbudowane z soli (m.in. ściany, krzesła, stoły i łóżka też na których materac), możliwość odpłatnego ciepłego prysznica mimo dzikiego terenu, sklepik
Główne wady: brak
Inne uwagi: bardzo długie oczekiwanie na obiadokolację, ale nie wszystkie ekipy musiały tyle czekać(dużo tu zależy od kierowców-przewodników danej grupy). Przy miejscach noclegu, które były w cenie wycieczki warto zwrócić uwagę, że w zasadzie 100% nocujących to uczestniczy zorganizowanych wyjazdów, indywidualnych nocujących nie spotkałem, choć pewnie minimalny procent jest i takich. Oprócz znajomości dróg, to taniej jest jechać na taką wycieczkę zorganizowaną, niż wynająć w kilka osób samochód i samemu zorganizować sobie wyjazd(choć jakiś samodzielnie zorganizowany off road przez Altiplano i Atacamę, to byłaby super sprawa)
Hospedaje (lodge) niedaleko Laguny Colorada (Boliwia) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 3-dniowej wycieczki po salarze Uyuni i Altiplano, pokój 6-osobowy ale z łóżkami parterowymi)
Główne zalety: że w ogóle jest, przez krotki czas prąd z agregatora
Główne wady: okropne toalety, z których nie dało się korzystać, brak warunków do prysznica, brak ogrzewania w pokojach(w nocy solidny mróz na zewnątrz)
Inne uwagi: jeden z wyższych noclegów, bo na ok 4360m, bardzo długie oczekiwanie na obiadokolację(o czym już pisałem przy pierwszym noclegu), ale nie wszystkie ekipy musiały tyle czekać.
Hostel The Point – La Paz (ok. 6,5$ w 8 albo w 10 –osobowym pokoju)
Główne zalety: Dobre ceny, dobre położenie, duży i przestronny z tarasem, choć pokoje małe i ciasne, anglojęzyczna miła i pomocna obsługa, działające przy hostelu biuro turystyczne, najlepsza pościel ze wszystkich hosteli wyprawy, fajna atmosfera. Bilard, stół ping-pongowy i imprezy klubowe w weekendy.
Główne wady: tylko jeden stary komputer z bezpłatnym internetem.
Inne uwagi: niektórym może przeszkadzać imprezowy charakter hostelu. Było też jacuzzi, które w pewnych godzinach miało być bezpłatne, ale było w ogóle wyłączone, może ze względu na temperatury, u nas jak w lecie, tam już chłodne. (20-30 stopni w dzień i codziennie słonecznie). Były skrytki na jednym z korytarzy, częściej sprzątali niż gdzie indziej, a pościel o której wspomniałem, była gruba i dobrej jakości, a noce bywały chłodne. W innych hostelach dawali marny koc, lub coś bardzo cienkiego, do tego marnej jakości. W regionach upalnych dostaje się po prostu drugie prześcieradło, też jakość zazwyczaj średnia. Hostel oferował sporo gadżetów ze swoim logo (koszulki, kubki, ręczniki, breloczki, długopisy i inne – jedyny taki na trasie). Wydaje mi się, że nie było śniadań, ale do końca pewny nie jestem, bo ruszałem z rana w teren przechodząc szybko przez hostel i nie interesowałem się śniadaniem w hostelu.
refugio pod Huayna Potosi (Base Camp) (Boliwia) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 3-dniowego wyjazdu, sala wieloosobowa na poddaszu – jedyne noclegowe pomieszczenie)
Główne zalety: że jest, fajna atmosfera, jest mini sklepik (choć nie było w nim baterii), właścicielka(wyglądała na nią) znająca angielski
Główne wady: mało przyjemna jedna toaleta poza budynkiem,
Inne uwagi: drugi co do wysokości nocleg wyprawy na 4785m, nocleg prymitywny ale całkiem przyjemny, jest na poddaszu duży jeden pokój z materacami do spania dla gości, niżej jadalnia ze stołami i duży przedsionek na różne rzeczy. Nie widziałem prysznica. W okolicy można złapać zasięg gsm. Wszyscy goście hostelu, którzy tam byli, wykupili „akcję górską” w odpowiedniej agencji i to ona zapewniała jedzenie podczas całego pobytu, wątpię czy można tam sobie coś zamówić.
refugio Camp Rock w masywie Huayna Potosi (Boliwia) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 3-dniowego wyjazdu, sala wieloosobowa na poddaszu – jedyne noclegowe pomieszczenie)
Główne zalety: że w ogóle jest, fajna atmosfera, cudowne widoki, fajna i wesoła obsługa refugio
Główne wady: okropna toaleta na zewnątrz (ale dwie sztuki), trzeba było mieć dużo samozaparcia by z niej skorzystać (to niestety częste w górach wysokich), obsługa nie znająca angielskiego co dotyczy też większość przewodników górskich (ale nie wszystkich)
Inne uwagi: najwyższy nocleg wyprawy na 5190m, malutkie prymitywne schronisko zbudowane z kamieni na skałach w otoczeniu lodowców z pięknym widokiem. Wspomniana toaleta była minimalnie lepsza od tej w hospedaje koło Laguny Colorada i trochę gorsza od toalety w Base Camp. Owo refugio to miejsce do ataku szczytowego, na poddaszu pokój z materacami do spania, pod nim miejsce gdzie się je, zostawia sprzęt (ten dolny poziom jest dłuższy i jakby podzielony na dwie części, wynika to z tego, że cała budowla składa się jakby z dwóch małych budynków(większego i wyższego oraz mniejszego i niższego) połączonych ze sobą. Podczas mojego pobytu gotowanie odbywało się w namiocie przed budynkiem i stawiany był obok malutki budyneczek z kamieni, może właśnie kuchnia. Nie ma żadnego sklepiku, ale są szanse złapania zasięgu gsm, na dachu widziałem też mały solar. W Camp Rock jak i w Base Camp trzeba mieć własny śpiwór. O prysznicu można zapomnieć.
Hostel Tumi II – Puno (Peru) (7$ z groszami za nocleg w pokoju prywatnym z łazienką)
Główne zalety: dobre położenie i cena, całkiem przyzwoity pokój z łazienką w której ciepła woda, kablówka(co akurat w prywatnych pokojach nierzadkie)
Główne wady: zero angielskiego wśród obsługi, zero klimatu
Inne uwagi: tak naprawdę jest to tani hotelik wg standardów indyjskich czy nepalskich, pokoje prywatne od jednoosobowych do kilkuosobowych. Niektórym może przeszkadzać brak ogrzewania a w nocy bywa zimno, w końcu wysokość 3860m. Jak to w tego typu miejscach, nie ma tam warunków do przyrządzania posiłków, czy lodówki, ale w Peru można zjeść tanio na mieście.
Hostel Backpackers House - Cuzco (Peru) (ok. 9$ za nocleg w pokoju 3-osobowym ze śniadaniem, ale ustalone było, że będzie jako prywatny i tak też było)
Główne zalety: dobre położenie i cena
Główne wady: brak jakiejś tablicy, że to hostel(a więc trudno go odnaleźć na własną rękę, na szczęście byłem odbierany z dworca autobusowego), marna łazienka bez ciepłej wody, w zasadzie jest to dom, w którym mieszkają właściciele, więc trudno nieraz ich złapać, jeszcze trudniej czegoś się dowiedzieć
Inne uwagi: jeden z nielicznych hosteli, gdzie dostaje się klucz do pokoju, a w tym wypadku także do budynku. Jest to malutki hostel, ci właściciele mają też hotel w pobliżu.
Hostel Sinchi Roca –Aquas Calientes (Peru) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 2-dniowego wyjazdu, pokój prywatny z łazienką)
Główne zalety: bardzo fajne pokoje, czyste, z dobrą pościelą, pełnym węzłem sanitarnym i ciepłą wodą (było nawet mydełko).
Główne wady: brak
Inne uwagi: w zasadzie to był bardziej pensjonat/ tani hotelik niż hostel. Nie było kuchni dla klientów, ale w miasteczku jest pełni restauracji.
Hostel The Point – Lima Barranco (ok. 11$ za nocleg w 6-osobowym pokoju ze śniadaniem)
Główne zalety: blisko oceanu i w dobrej dzielnicy, fajny klimat, dobre ceny i przyzwoite warunki, małe skrytki pod okiem kamery, bardzo miła i pomocna obsługa, taras, hamaki, bilard, ping-pong, piłkarzyki, biuro podróży po atrakcjach Peru, bar-restauracja.
Główne wady: daleko od centrum (godzina jazdy autobusem).
Inne uwagi: ocean jest daleko od centrum miasta i w centrum miasta nie widziałem za bardzo hosteli a jak już to na nieszczególnych ulicach. Imprezowy charakter hostelu może komuś przeszkadzać. Były dwa komputery z internetem.
Hostel (hostal) El Colibri – Iquitos (Peru) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 4-dniowego wyjazdu, pokój prywatny z łazienką)
Główne zalety: przyzwoity pokój z pełnym węzłem sanitarnym, przy spokojnej ulicy minutę piechotą od Plaza de Armas
Główne wady: brak
Inne uwagi: w zasadzie to był tani hotelik ale nie oferujący jedzenia, w pokoju była kablówka, nie było klimatyzacji, ale był wiatrak. Ceny w El Colibri były następujące(był cennik w pokoju): jedynka z wentylatorem ok. 14$ a z klimatyzacją ok. 21,5$, pokoje dwuosobowe z jednym łóżkiem lub z oddzielnymi były tylko trochę droższe (do ok. 27$ za dwa oddzielne łóżka z klimatyzacją)
Lodge Chullachaqui – w tropikalnym lesie deszczowym w Amazonii w pobliżu ujścia rzeki Tapiry do Amazonki (Peru) (koszt noclegu i wyżywienia w cenie 4-dniowego wyjazdu, pokój prywatny z łazienką)
Główne zalety: jak na położenie to fajne pokoje z pełnym węzłem sanitarnym (woda ze zbiornika napełnianego z rzeki Tapiry i ogrzewana przez słońce), przestronnie, miejsca gdzie można usiąść lub poleżeć na hamakach, udostępniona woda do picia przez cały dzień, anglojęzyczne ilustrowane książki o faunie Amazonii.
Główne wady: brak możliwości zamknięcia drzwi do pokoju na klucz, a sama obsługa opowiadała, że rzadko ale zdarzają się wizyty złodziei z pobliskiej wioski.
Inne uwagi: jedzenie okey ale monotonne, głównie ryż, kurczak, pomidor, zielony ogórek, można zakupić coca-colę lub piwo po wysokiej cenie. Lodge otoczona jest rzekami, bagnami, lasami amazońskimi.
Hostel Oca – Sao Paulo (ok. 16,5$ za pokój 10-osobowy z malutkim śniadaniem)
Główne zalety: Blisko centrum, dobrze skomunikowane miejsce (Sao Paulo nie ma ścisłego centrum(jedynie umownie można tak określić pewien obszar), czegoś jak europejskie stare miasta), mili młodzi właściciele
Główne wady: odpłatny i drogi internet, miniaturowe śniadanko(ale z plasterkiem szynki i żółtego sera a to rzadkość, bo generalnie śniadania są na słodko), właścicielka miła ale niedoinformowana i wprowadzająca w błąd – przynajmniej podczas mojego pobytu (pisałem na blogu o tym).
Inne uwagi: hostel oferował w cenie ręcznik, to generalnie rzadkość w hostelach, czasami można odpłatnie wypożyczyć, czy niedrogo kupić np. z logo hostelu. Bezpłatnie było też w Rio i w pojedynczych innych hostelach. Ceny hosteli w Brazylii są wysokie, w moich obu w których spałem ceny zaczynały się od 30 reali (reais). Niektórym może przeszkadzać, że za ścianą w podobnym budynku jest przedszkole i w ciągu dnia głośno. W hostelu miał być czynny basem, którego nie widziałem. Uwaga: korzystając z odpłatnego internetu, po upływie czasu za który się zapłaciło komputer zamyka wszystko to co było otwarte, więc jak wcześniej się nie zapisało, to zostało utracone. Hostel ma mały wybetonowany taras, za mało jest łazienek.
Hostel Rio Backpackers – Rio de Janeiro (dzielnica Copacabana) (ok. 16,5$ za pokój 6-osobowy ze śniadaniem)
Główne zalety: blisko centrum dzielnicy, stacji metra i plaży Copacabana, niezłe śniadanie w cenie(z plasterkiem szynki i żółtego sera), fajna atmosfera, bilard.
Główne wady: tylko jeden stary komputer z odpłatnym i drogim internetem, bez czytnika płyt, bez możliwości użycia usb.
Inne uwagi: były nieduże skrytki na cenne przedmioty, wieczorem i nocą obsługa w recepcji nie anglojęzyczna, ale ta w dzień dosyć fajna i pomocna. Copacabana to ekskluzywna dzielnica, z drogimi hotelami, więc fakt istnienia hosteli trzeba zaliczyć na plus, a cena taka jak w Sao Paulo, co nie znaczy, że niska.
Residencial Amigos – Puerto Iguazu (Argentyna) (ok. 26,5$ za pokój z łazienką i jednym dużym łóżkiem oraz jednym piętrowym, cena w hostelach od osoby w kilkuosobowym pokoju była porównywalna jak cena na osobę(ok. 13$) przy dwóch osobach wynajmujących pokój w residencial Amigos)
Główne zalety: pokój z pełnym węzłem sanitarnym, blisko centrum, miejsca postojowe dla samochodów, basen, ogród.
Główne wady: brak
Inne uwagi: w pokoju było jedno duże łóżko i jedno łóżko piętrowe. Brak ciepłej pościeli lub koców, a wieczory podczas tamtejszej zimy były chłodne. Dosyć powszechne w całej powyższej liście hosteli i residencial, także w opisywanym Amigo, jest to, iż pokoje mają małe okna(nieraz wcale) i „ciemne”, są tak usytuowane(nieraz zastawione też łóżkami), że słaby jest dostęp światła z zewnątrz, a jak doliczymy okratowanie i tym podobne zabezpieczenia, to te okna są, ale tak jakby ich nie było. Ceny pokoju 2-osobowego pokoju w tego typu pensjonatach(residencial) w Puerto Iguazu oscylowały zazwyczaj w okolicy 150 pesos czyli ok. 40$, czasami było to 100 albo 200 pesos, podkreślano, że cena jest i tak trochę niższa, bo po sezonie.

*ceny noclegów zazwyczaj były do przyjęcia (chociaż i tak znacznie podrożały jak i wszystko w ostatnich latach), w Argentynie i Chile a zwłaszcza w Brazylii większym problemem są ceny wszystkiego innego
*pokoje prywatne w których spałem raz były jednoosobowe, innym razem dwuosobowe, a ceny raz stałe za pokój, innym razem dostosowane do mnie jako do jednej osoby, czyli obniżone mimo dwuosobowego pokoju
*część przede wszystkim hosteli ma swoje strony internetowe lub/i funkcjonuje w międzynarodowych systemach rezerwacyjnych jak hostelsclub.com, hostelworld.com, hostels.com, hostelbookers.com., hihostels.com i In
*czasami w hostelach były skrzyneczki i puszki na napiwki, ale nie cieszyły się popularnością wśród klientów
*na koniec taka uwaga, że te informacje są z czasu kiedy tam byłem, a hostele się remontują, modernizują, zmieniają się pracownicy – po prostu ulegają zmianom. Te powyższe zapiski to też moje odczucia, nie każdy musi takie mieć.
kursy walut podczas mojego pobytu (marzec-czerwiec 2010):
1$ = 14-15, a w marcu też 12 MXN (peso meksykańskie), 1 euro = 18-20 MXN
1$ = 3,8 – 3,9 ARS (peso argentyńskie), 1 euro = 5 ARS
1$ = 500 CLP (peso chilijskie)
1$ = 7 BOB (boliviano), 1 euro = 8,8 BOB, Boliwia
1$ = 2,8 PEN (nuevo sol(soles)), Peru
1$ = 1,70-1,90, czasami 2 BRL (real, w l.mn. reais), Brazylia

Pozdrawiam
Gregor

P.S.
Planuję też zamieścić przykładową galerię zdjęć z hosteli/residencial.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz