sobota, 25 września 2010

130 – FOTO – Jedzenie cz. 1

W tej i kolejnej galerii przedstawię trochę zdjęć w tematyce wyprawowego jedzenia. To tylko wycinek tematu. Na zdjęciach nie będzie widać, że czasami pod ręką był tylko suchy chleb czy ciastka z dodatkiem wody do popicia. Z galerii będzie wynikało, że jadałem nieźle i w większości jest to zgodne z prawdą.


Meksykański fastfood. Kanapka z bardzo pikantnym mięsem i sok z arbuza.

Meksykański fastfood. W wielu krajach Azji i Ameryki Południowej, ludzie jadają głównie na ulicach, czy w barach, restauracjach. Wychodzą z założenia, że można na zewnątrz zjeść tanio, smacznie, opłaca im się to i nie marnują czasu przy garach w kuchni (bardzo preferuję ten styl i w dużej mierze stosuję w Polsce). Ot, raz na jakiś czas w ramach zabaw kulinarnych można pogotować w domu. W zależności od pory dnia można zjeść różne potrawy na ulicach. Jak dla mnie życie jest zbyt piękne i ciekawe, by marnować je w kuchni czy przed telewizorem.

Po obiadku czas na deser. Mexico City. W Polsce jedynie banany smakują tak jak gdzie indziej na świecie (i parę innych egzotycznych owoców), choć też niezupełnie, bo na świecie jest wiele odmian bananów o różnych smakach, w Polsce nieznanych. Owoce w Ameryce Południowe czy Azji, Afryce są przepyszne, fantastyczne. W Polsce o tak dobrym smaku nieosiągalne – nie wiedzieć czemu – mimo że wyglądają podobnie. M.in. polską specjalnością są jabłka, ale w Polsce nigdzie nie jadłem tak dobrych jabłek jak w Nepalu, Indiach, w różnych krajach Ameryki Południowej. Tamtejsze jabłka są bardzo słodkie i rozpływają się w ustach. Ile ja bym dal teraz za takie jabłko…. pomarzyć.

Gdzieś w Argentynie. Zakupy na śniadanie i obiad.

Argentyński stek, Mendoza

Jajecznica ze słodką papryką i cebulą na obiad chyba w Valparaiso (Chile).

Obiad z marketu. Ryż, trochę frytek, kawałek upieczonego mięsa, do tego trochę pomidora i papryki. La Serena.

To również marketowy obiad z La Sereny. Kawałki kurczaka, kulki ziemniaczane i surówki.

Śniadanie na ponad 3000m podczas wycieczki z Copiapo w rejon pustyni Atacama, Laguny Verde i Ojosa del Salado.





Empanadas – z najbardziej charakterystycznym farszem: kapusta, zmielone mięso, oliwki (Copiapo, Chile)

Caldera. Na śniadanie jajecznica ze słodką papryką i salami oraz zakupy na kolejne posiłki i dni. Te jabłka, ten arbuz… pamiętam smak do dzisiaj.

Obiad w Antofagaście.

Pustynia Atacama, wieczorna przekąska…

z takimi widokami (charakterystyczna chiljiska cytrynówka)

Calama, centrum handlowe. Duża pizza, ale tak naprawdę malutka i smakowo przeciętna. Gps ma długość ok. 11cm.

Szaszłyki z lamy na 4000m w drodze powrotne z gejzerów El Tatio

Śniadanie na pustyni Atacama z widokiem na Salar Atacama

Socaire. Zupa warzywna. A na kolejnym zdjęciu drugie danie.





Calama, centrum handlowe. W wielu krajach popularne są bary/restauracje samoobsługowe. Podjeżdżasz z tacką, talerzami i nakładasz. W części krajów są nawet tego typu restauracje sieciowe w centrach handlowych. Oto przykład na zdjęciu. Przykład mający pewną wadę. Oprócz ceny (7$ za to co na zdjęciu), bo Chile jest drogie, to plastikowe naczynia i sztućce. Łatwiej je połamać niż użyć. Na szczęście większość tego typu lokali ma normalne naczynia i sztućce. W Polsce też powoli powstają tego typu restauracje, w wielu biurowcach i stołówkach studenckich już są. Jak będzie sensowny wybór, dobre ceny i metalowe sztućce wróżę sukces.

Obiad i kolacja w San Pedro de Atacama, połowa kanapek na obiad połowa na kolację.

Kanapka z mięsem i kawa na śniadanie w San Pedro de Atacama

Śniadanie o bardzo wczesnym i mroźnym poranku w drodze do wulkanu Lascar, który widać z tyłu.

A to śniadanie na ponad 4000m w drodze na Sairecabura (dokładnie już po szybkim śniadaniu). Też mroźnie.

Obiad w Hospedaje nad Laguna Blanca, ponad 4300m (Boliwia)

Obiad w hotelu solnym na Salarze Uyuni

Kolacja w solnym Hospedaje koło Salaru Uyuni. Widać moich towarzyszy z Izraela.

Obiad na płaskowyżu Altiplano, ponad 4000m

Kolacja nad Laguną Colorada, ok. 4300m.

Pizza w Uyuni, całkiem niezła, choć kosztowała około 10 dolarów.

Omlet z kurczakiem w Puno nad Jez. Titicaca (Peru)

W wiosce indiańskiej koło Sillustani i degustacja miejscowych wyrobów, warzyw, przypraw.




Wyspa Taquile na Jez. Titicaca i obiad. Zupa, miejscowa ryba, herbata. Mimo że za rybami nie przepadam, postanowiłem spróbować, część towarzyszących mi osób wybrała jednak omlet.








Zapiekana masa ziemniaczana, a w środku kurczak, jajko, groszek, marchewka. Smaczne, syte i cena coś pół dolara (podczas przejazdu z Puno do Cuzco).





Standardowy obiad w Peru, poniekąd też w Boliwii. Jest mnóstwo restauracji w Peru, które serwują ćwiartkę kurczaka, z frytkami i surówką. Nieraz w cenie jest zupa. Raz zdarzyło mi się, że surówka mogła być dobierana na zasadzie szwedzkiego stołu, w niektórych restauracjach za ćwiartkę z piersią z kurczaka trzeba dopłacić 25-50 centów (walutą są sole). Taki posiłek bez napoju zaczynał się od 2,5$.

Market dla turystów w Cuzco. W różnych miejscach świata, gdzie jest sporo turystów takie sklepy są standardem. Ceny są wyższe ale zasady sprzedaży bliższe turystą, no i wybór produktów jest większy zwłaszcza z importu. Na zdjęciach widać m.in. produkty z koką i suszone mięso.









Potrawy grillowe w Iquitos-Belen. Ryby, w tym piranie, banany. Mięso z kurczaka a może z małp.

Pływająca restauracja w Belen.

Miejscowe jedzenie: obiadowe, deserowe, soki do picia.







Sok owocowy w Iquitos

Torty w sklepie w Iquitos. W Ameryce Południowe uwielbiają ciasta i torty z kremem. Pełno jest tam cukierni z półkami uginającymi się od takich produktów. Jak widać nawet w Amazonii. Bardzo lubią też lody.

Iquitos. Idzie mój obiad, czyli ćwiartka kurczaka. Typowa restauracja z kurczakami w Peru, obsługa jest zazwyczaj kelnerska, ale nieraz po zapłaceniu w kasie (bo płaci się w kasach, a nie pracownikom obsługi zazwyczaj), z karteczką idzie się do punktu odbioru jedzenia, które dostaje się w sekundę, bo na rożnach pieką się dziesiątki kurczaków, bulgoczą kilogramy frytek, są ogromne miski sałatek pod ręką. Na mniejszym zdjęciu uliczny sprzedawca orzeszków itp. Warto wspomnieć, że często w klepach, w lodziarniach, restauracjach, w barach wpierw trzeba zapłacić w kasie mówiąc czego się chce, dostaje się kartkę i z nią odbiera się produkty albo czeka przy stoliku aż pracownik kartkę zabierze, by zrealizować zamówienie

Tym żywiono w lasach amazońskich w lodge. Głównie ryż, kurczak, banany pod różną postacią (pieczone smakują jak słodkie ziemniaki, które jadałem w okolicy Puno), pomidor, zielony ogórek. Dosyć monotonnie. Na jednym ze zdjęć widać koleżankę z Włoch – Chiarę.













Złowiona przeze mnie pirania i inna ryba – przyrządzone na grillu. Pirania smakuje jak zwykła ryba. Podróżując wszędzie jadam miejscowe potrawy, ale nie jestem podróżnikiem kulinarnym. Jedzenie na wyprawach ma mi dostarczyć energii przede wszystkim. Nie mniej jadłem już przeróżne rzeczy w życiu z wiewiórkami, robakami, reniferami i jakami wyłącznie.

Pozdrawiam
Gregor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz