poniedziałek, 7 czerwca 2010

75 - FOTO Rio de Janeiro i opis Rio c.d, powrot do Lupercio

Wpierw foto, potem tekst.



Rio de Janeiro - tablica rejestracyjna



Na tym i kolejnym zdjeciu Copacabana - dzielnica i plaza



surfer w Ipanemie





Ipanema, a na kolejnych dwoch zdjeciach surferzy w Ipanemie







wiodk ku Copacabanie, widac tez Pao de Acucar



Pomiedzy Ipanema a Copacabana



Widok na gory za Ipanema



pomiedzy Ipanema a Copacabana



Fawela w sasiedztwie Copacabany



Widok z Corcovado na jezioro o ktorym pisze ponizej i Ipaneme oraz ocean



Widok z Corcovado na centrum i Glowe Cukru



Corcovado i Pomnik Chrystusa



Maracana



Sambodrom



katedra San Sebastian



Glowa Cukru



Pao de Acucar czyli Glowa Cukru



Corcovado ok. 700m wieczorem z pomnikiem Chrystusa z naprzeciwka do Pao de Acucar



Pao de Acucar ok. 400m i marina w zatoce



Ciekawe drzewo w Parku nad jeziorem, ostatniego dnia w Rio.

Następne pięć zdjęć przedstawia Atlantyk i plażę Copacabana ostatniego dnia w Rio, czyżby to byl piąty czerwca. Bardzo zla pogodsa co widac na zdjeciach i wiatr, ktory rownie widac, zaowocowal poteznymi falami, wiekszymi niz zwykle, w ktorych mialem przyjemnosc sie kapac. Duza adrenalina i super przezycie. W takich falach to sie jeszcze nie kapalem, a myslalem, ze kapalem sie juz w poteznych falach.












Powyzsze zdjecia zostaly zrobione nowo zakupionym aparatem-miniaturka.

Nastal ostatni dzień w Rio de Janeiro. Wg planu bardzo intensywny, a wieczorem wyjazd ku Lupercio. Wstaje jednak rano i to co widze za oknem budzi moje zdziwienie. Poprzedniego dnia piekna pogoda, a tego. Cale niebo w gestych chmurach, leje deszcz i porywisty wiatr. Mimo to cieplo, bo 21 stopni. Czyli co z planow nici? Mimo to postanowilem spróbować. Zamiast się kąpać w oceanie wpierw poszedlem nad pobliskie duze jezioro Rodrigo de Freitas. Ulewny deszcz, wiatr wiejacy na stale ponad 50km/h z podmuchami do 100km/h, które bardzo utrudnialy poruszanie się, latajace galezie, polamane drzewa. Nie takiej pogody się spodziewalem. Potem poszedlem na plaze, ogromne fale, bardzo niewiele ludzi. Patrze na Pao de Acucar (Głowę Cukru) – w takich warunkach kolejka linowa nie może funkcjonować, a jednak, wagoniki poruszają się. Wróciłem do hostelu by zostawic aparat, zjeść śniadanie i ruszyłem z powrotem na plażę. Ostatnie chwile z oceanem, więc musiałem się na pożegnanie wykąpać. W planach mam już tylko latanie nad oceanami i morzami. A więc do wody, bardzo cieplej, plus dwadzieścia kilka stopni. Jednak innych chetnych nie było, w końcu to nie sezon. Ta kąpiel to była największa atrakcja tego dnia. Jeszcze nigdy w takich falach się nie kąpałem. Dobre trzy metry i niesamowita siła. Miałem problemy by kontrolować to co robię. Jak taka fala przygniata do dna i poniewiera po nim, to niewiele można zrobić. A siła wody powodowała ból. To samo gdy nie zdąrzyłem w nią skoczyć i dostałem wodą w twarz. Długo bolało. Ale nawet siedzenie bliżej brzegu nie było latwe, bo po uderzeniu głownej fali, o sam brzeg rozbijała się już mała, ale siła wody która wracała, była tak duża, że trzeba się było zaprzeć nogami z całych sił, by nie zostać porwanym przez wodę. Po kąpieli wrócilem się przebrać i na Głowę Cukru. Już gdy się kąpałem przestało padać, nad oceanem było widać niebieskie plamy nieba, wiatr nie osłabł. Tak na marginesie, to Rio oferuje miejsca do kąpieli od zupełnie spokojnych, gdzie nie ma fal, po miejsca z potężnymi falami. Dojechałem pod Głowę Cukru (396m, bardzo charakterystyczna skała, podobna kształtem do Wayna Picchu) i kolejka chodzi, a kolejka ludzi na jakieś pięć minut. W hostelu recepcjonista mówiła, że dzisiaj będzie nieczynne wzgórze Corcovado (połozone w Parku Narodowym Tijuca), ale takie informacje często nie potwierdzaja się w rzeczywistości. Bilet w dwie strony kolejką kosztował jak zwykle w Brazylii dużo, bo 44 reale, ale w taki dzień jak opisywany, uważałem, że wyjątkowo warto zapłacić. W takich warunkach pogodowych w Polsce nie funkcjonuje bowiem żadna kolejka linowa, nawet ta zmodernizowana na Kasprowy. A tutaj proszę, niemal huraganowy momentami wiatr, a kolejka działa. Widocznie jest odpowiednio dobra, a narażona jest na wiatr, bo na pierwsze wzgórze nie ma żadnych podpór i na drugie cukrowe też nie ma żadnych podpór, są tylko stacje. Wagoniki duże i wygodne, po wejsciu okreslonej liczby ludzi i tak zostaje dużo miejsca. Wiatr powodował, że wagoniki huśtały się nawet w boksach na stacjach, tym bardziej podczas jazdy, ale było fajnie. Z obu wzgórz można podziwiać wspaniałe widoki, coś zjeść, czy kupić pamiątki. Np. nie ma w Rio wielu miejsc z widokówkami, a tutaj były. Fajna kolejka, fajne skały i super widoki na Rio, Corcovado, ocean, plaże, na lotnisko (na jedno z lotnisk) i samoloty lecąc poniżej wzgórza. Bardzo fajna sprawa, można było oglądać samoloty z góry jak podchodzą do lądowania, a tego dnia nie miały łatwo, nieźle się huśtały a drogi startowe krótkie i po obu końcach ocean. Widać też było most łączący Rio z jednym z jego satelitów- Niteroi. Super widoki, wyszło nawet na chwilę słońce, bardziej mi się podobało niż na Corcovado. Wróciłem do Copacabany i metrem ruszyłem do centrum. Ale centrum Rio de Janeiro jest nieatrakcyjne. Ciekawych budynków jest niewiele, ulice mało przyjemne, osławiona Av. Branco – nic specjalnego. Pełno smieci, miejscami jakieś bazary, lokalne fasto foody, pełno typów spod ciemnej gwiazdy, zazwyczaj o ciemnych zabarwieniu skóry, chcących sprzedać np. haszysz. Często na ulicach smród moczu. Nie było tam komfortowo, a robiąc zdjęcia jeszcze mniej. W każdej chwili ktoś mógł mnie pozbawić aparatu. Zresztą Rio otoczone się fawelami, są one także blisko centrum, czy Copacabany. Ładne ulice, wieżowce, a z tyłu fawela. Tego dnia na ulicach było bardzo mało ludzi, najwięcej na dobrą sprawę w Copacabanie. A więc Rio jest brzydkie i nieatrakcyjne jeśli chodzi o centrum. Udałem się też pod tramwaj jadący z centrum do Santa Teresy ale ogromna kolejka, tylko tutaj w centrum byli ludzie, zniechęciła mnie, zresztą przejazd tramwajem nie wydawał mi się zbytnią atrakcją, choć tramwaje ładne, stylizowane. Naliczyłem trzy. Jednak został mi czas po zwiedzaniu centrum Rio, gdzie turystow nie widziałem i wróciłem to tramwaju, gdzie sami turyści. Ale warto podkreslić, ze najwięcej turystów tutaj było z Brazylii. Przyjechali na długi weekend. Odstałem w kolejce, jakoś to wolno idzie i ruszyłem w końcu. Ten tramwaj to też normalny środek transportu. Kiedyś linii było więcej, obecna to tam i z powrotem 30 minut, głównie turystyczna atrakcja. Ale linia ma swoje przystanki i można ominąć kolejkę, czego człowiek dowiaduje się po fakcie. Pierwsza stacja jest za ciekawym wiaduktem blisko katedry San Sebastian (jest też „normalna” architektonicznie katedra w Rio, ale mało ciekawa). Co prawda tutaj miejsc siedzących pewnie jeszcze nie będzie, ale są takie podesty po bokach, gdzie można stać a tramwaj jedzie wolno. Wzdłuż niej jest turystyczna ulica z pamiątkami i restauracjami w sąsiedztwie faweli. Przy tak mało atrakcyjnym centrum jak w Rio i taki tramwaj stanowi atrakcję. Jedna wycieczkę skończyłem dopiero o 17:15 gdy już było ciemno. A więc biegiem do stacji metra, w Copacabanie lało, więc biegiem do hostelu, dobiegłem cały mokry wyłącznie z butami, szybko plecak z depozytu, cenne rzeczy ze skrytki i parę przecznic dalej łapać autobus na dworzec, którego akurat nie było gdy był potrzebny. Jeszcze pięć minut i musiałbym brać taksówkę. Autobus złapałem, bo tutaj też się je łapie. Autobus jechał bardzo szybko, gaz, hamulec i o 18:40 byłem na dworcu, bez problemów znalazłem autobus i mogłem spokojnie ruszyć w drogę. A mogłem sobie pozwolić na takie zachowanie, bo poprzedniego dnia zrobiłem zakupy na podróż, kupiłem bilet, przećwiczyłem trasę, w tym czas dojazdu, a rano opisywanego dnia zapłaciłem za hostel, dopakowałem się i mogłem się skupić tylko na zwiedzaniu.
Autobus ruszył punktualnie, z takim 5-minutowym oczekiwaniem, a może ktoś dobiegnie. Jechał tak samo jak w poprzednią stronę przez Sao Paulo. Kierowca włączył wydajną klimatyzację, co w Rio było wskazane, ale potem było zimno. Ja ubrałem polar więc, nie było źle, ale inni siedzieli w czapkach, w rękawiczkach, okrywali się czym mogli, a mięli niektórzy koce i poduszki na podróż. Nie wiem czemu nikt nie poszedł do kierowcy i nie poprosił o włącznie ogrzewania albo przynajmniej wyłączenie klimatyzacji. Podróż przebiegła sprawnie, przez większość z tych coś 16 godzin miałem oba fotele tylko dla siebie. Autobus pierwszy postój na jakieś jedzenie zrobił dopiero rano około 6:00. Do Assis dotarłem z półgodzinnym opóźnieniem. Ale dzięki jeszcze większemu opóźnieniu kolejnych dwóch autobusów szybko dotarłem do Marilii i do Lupercio. Robert mimo napiętego dnia chciał mnie odebrać, ale skoro miałem autobus to nie było sensu. Następnie udaliśmy się na bardzo dobry obiad do parafianki Roberta. Kurczak, gołąbki ale trochę inne jak u nas, coś ala rizotto, deser. Super. Tego było mi trzeba. Do tego bardzo ładny dom, mały basen. Właścicielka jest wdową, ma ze 60 lat, jak nie więcej, w każdym razie jest bardzo pogodną osobą, zadbaną, w tym fizycznie i bardzo ładną mimo wieku. Musiała być prześliczna w młodości. I takich starszych osób jest tutaj dużo co ja widziałem i co mówi Robert. Reszta dnia to internet, pranie, Robert miał dzisiaj mszę z biskupem w nieodległym mieście i swoje msze tutaj.

A teraz jeszcze kilka różności. Zapomniałem dodać przy opisywaniu tutejszych mcdonaldsów, że ceny są różne w lokalach nawet w tym samym mieście, tym bardziej w innych. Różnie nie są jakieś duże, ale są. Oczywiście w lokalach tych nikt nie zna angielskiego nawet wyrazu menu czy chicken, mimo że mają np. w ofercie chicken americano. To wstyd by w tak turystycznym mieście jak Rio praktycznie nikt nigdzie nie znal choćby podstaw angielskiego. W Sao Paulo nie było lepiej. Tak w ogole by zjesc porządny posiłek w mcdonald`s, o ile w czymś takim słowo porządny jest na miejscu, to trzeba wydać nawet około 30 reali. Jako ciekawostke dodam, ze serwowane sa tutaj kanapaki finalistow mistrzostw swiata w pilce nozne, czyli np. wloska, brazylijska etc. Na tutejszych ulicach jest troche policji, ale stanowczo za mało w stosunku do potrzeb, Widziałem nawet raz policjanta turystycznego, ubrany jak z gwiezdnych wojen, ale chyba tylko dla lepszego wizerunku. Pisałem, że mają tu bardzo fajne autobusy miejskie i zdania nie zmieniłem, nawet w autobusie do Lupercio z Marilia zdziwiło mnie jak dużo zrobili tam miejsc siedzących, jednakże autobusy w Rio mają coś takiego. Prz wejściu gdzie jest sprzedawca biletów, jest też obrotowa bramka, chodzi zazwyczaj ciężko i jest ciasna. Ktoś kto ma duży bagaż, ale na tyle dużo kilogramów, by mieć problem z miejscem siedzącym w samolocie np. Ryanair`a, to tutaj też będzie miał problem, by przejść przez taką bramkę. Metro w Rio jest bardzo fajne, ale karty magnetyczne czasami się zacinają, przytrafiło się to mnie i paru innym osobą. Za często. Poza tym Brazylia robi wrażenie najbardziej cywilizowane jak już pisałem, z krajów które odwiedziłem. Na drogach kierowcy jeżdżą o połowę normalnie niż np. w Boliwii czy Peru, co nie znaczy, że normalnie i że nie trzeba nieraz przed nimi ratować życia. Wielu kierowców jeszcze nie znalazło w swoich samochodach migacza a część także w nocy świateł mijania. Ulice, ludzie, sklepy, centra handlowe, infrastruktura, robi to dobre wrażenie, ale już pisałem, że pewne rzeczy robią złe.

Jutro z Robertem ruszamy samochodem między innymi do wodospadów Iguazu, jutro czyli w poniedziałek, wracamy w piątek, ewentualnie w sobotę. W tym czasie prawdopodobnie nie będę miał okazji korzystać z internetu, więc odezwę się po powrocie. Mam też jeszcze ciutkę zdjęć przygotowanych do drugiej galerii z Rio, ale one też po powrocie.

Pozdrawiam
Gregor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz