niedziela, 20 czerwca 2010

83 - ponownie w Meksyku

Przenioslem sie z najwiekszego miasta Ameryki Poludniowej - Sao Paulo - do najwiekszego miasta Ameryki Polnocnej - Mexico City. Ale po kolei. Rano 18 czerwca Robert zawiozl mnie na dworzec w Marilia skad autobusem ruszylem do Sao Paulo. Po dotarciu na miejsce przed 16 metrem dotarlem na przystanek autobusowy (bilet cos 3,70 reali, bilet na metro kupilem juz wczesniej), skad ruszylem na lotnisko. Tam spedzilem troche godzin, wydalem resztki reali. Mimo ze drogo (tym bardziej na lotnisku - 0,5l wody ok. 8zl), to miejsc siedzacych na "placu" z jedzeniem nie bylo, ze sklepow ludzie tez wychodzili z zakupami, mimo ze maly plecak w barwach Brazylii kosztowal 100 dolarow. Tak w ogole, to w Brazylii wszedzie bylo widac akcenty zwiazane z mistrzostwami swiata, panie nawet mialy na paznokciach prezycyjnie odwzorowana flage. W Mexico CIty az takiej szajby nie widac, choc na placu Zocalo kolo katedry jest miasteczko zrobione pod mistrzostwa z wielkim telebimem i poteznym naglosnieniem. Samolot wystartowal punktualnie, byl prawie pelny a kapitanem byla kobieta, co nie czeste. Lot przebiegl bez zaklocen i po prawie 10h lotu wyladowalismy w Mexico City, a wiec pokonalismy mniej wiecej 8000km (kolejny lot to juz ponad 10 000km). Samolot lecial z predkoscia 840-870km/h jak zmierzyl moj gps. W Mexico musialem cofnac zegarek od dwie godziny. Nastepnie trzema liniami metra dotarlem do hostelu, innego niz poprzednio. W poprzednim drzwi w pokojach byly fikcja, miniaturowe skrytki byly tylko w recepcji, recepcjonisci marnie mowiacy po angielsku i bez wiedzy turystycznej na temat Mexico City. Teraz jestem w hostelu Moneda i prezentuje sie znacznie lepiej. Jest tanszy a wliczone w cene sa sniadania i obiady, zreszta zaraz po przyjezdzie zaproszono mnie na sniadania. Pokoje maja drzwi jak nalezy, kazdy ma klucz, sa duze skrytki w pokojach, ze wejdzie caly plecak, w informacji maja potrzebna wiedza. POnadto jest super taras z widokiem na katedre, inne zabytki, wiezowce. Hostel ma wysmienite polozenie, moze z minute piechota od katedry i stacji metra. Poza tym tez tutaj jest imprezowo, wlasnie rozkreca sie impreza, troche tequili juz wypilem - nie napic sie tequili w Meksyku to przeciez grzech - ale z rozrywkowymi Brytyjkami z pokoju nie da sie inaczej. Poza tym jest jeszcze Francuz i jakis gosc hiszpanskojezyczny. Po przyjezdzie, sniadaniu, poszedlem szukac adaptera do ladowarki baterii do aparatu. Niestety swiat nie wypracowal jednego rodzaju wstyczek, a moj multiadapter zostal utracony w Buenos Aires. Nie bylo to latwe ale udalo mi sie znalezc adapter, w Anglii czeka mnie to samo. Nastepnie ruszylem na zwiedzanie. Wpierw Plac Trzech Kultur. Samp plac to nic ciekawego, wkolo bloki, ale przy placu jest ladny kosciol i spore ruiny azteckie, ktore mozna zwiedzac za darmo, sa fajne foldery, ochrona, wszystko super. Np. zwiedzanie ruin i muzuem kolo katedry kosztuje cos ponad 50 pesos, a prawo robienia zdjec niewiele mniej. Tak w ogole to 1 dolar rowna sie ok. 12 pesos, a pojedynczy bilet do metra kosztuje 3 pesos, ponoc tyle samo kosztuje przejazd kilometra taksowka. Nastepnie postanowilem obejrzec obraz Matki Bozej z Guadelupe. Robert opowiadal, ze to jest tak wielka atrakcja turystyczna, ze nie wazne czy jestes wierzacy czy nie, musisz zobaczyc. TO jest ponoc najslynniejszy obraz, najstarsze uznane przez kosciol jej objawienie (pierwsza polowa XVIw), jest to tez najczesciej odwiedzany przez pielgrzymow obraz Matki Bozej na swiecie. A tak w ogle to obraz ponoc nie zostal stworzony przez czlowieka. Jedni powiedza, ze przez Boga inni, ze przez kosmitow, a ja jako racjonalista jestem bardzo sceptyczny. Bardzo chetnie poznalbym wszystkie argumenty i dowody na potwierdzenie tego faktu. Miejsce gdzie jest obraz to kilka kosciol, w tym nowa Bazylika (nic specjalnego, modernistyczna, ma bardzo fajne lampy wewnatrz), a wkolo pelno pumktow handlowych i napoj ktory w markecie kosztuje 5 pesos tutaj 15. Jest tez bardzo duzy pomnik Jana Pawla II, ktorego tez tu bardzo lubia. W Brazylii nie przypominam sobie jego obrazow czy pomnikow, nie bylo tez przy drogach oltarzykow, ale tez jest to narod calkiem religijny, multireligijny. Katolikow jest ponoc ok. 30 procent. Sam obraz - widzialem takich tysiace, niezbyt duzy, widzialem duzo ladniejsze religijne obrazy niz tez. Do tego jest z nim pewien problem, bo jeden jest w najstarszej swiatyni na wzgorzu, a drugi w nowej bazylice i ponoc ten ostatni jest prawdziwy. TO po co ten drugi? Odwiedzilem tez muezum, 5 pesos, mnostwo religijnych obrazow i straznicy chodzacy jak cienie. Zakaz robienia zdjecia i juz nadepniecie czerwonej linii przed obrazami wywoluje ich reakcje. Dla milosnikow religii moze ciekawe, ja sie wynudzilem, ale przynajmniej bylo tanio. Oczywiscie bylo tutaj duzo ludzi, upalnie. Nastepnie przemiescilem sie do dzielnicy Zona Rosa. Jak cudownie gdy wszedzie mozna dojechac metrem. Jest to dzilenica handlowa, z wierzowcami, nic ciekawego, moze jedynie na glownej ulicy przykuwa uwage kolumna the angel de la Independencia. Mozna tez tam wypozyczyc rowery na ulicach, podobnie jak chocby w Kopenhadze. Doszedlem do parku, wlasnie zaczynala sie potezna burza z bardzo silnym wiatrem. W Parku tym m.in. duzy pomnik, zamek, tez gdzies jest tam zoo. MImo ze park zamykano, to policja mnie wpuscila na chwile. Potem metrem wrocilem do hostelu, caly przemoczony, a wieczorem udalem sie jeszcze na spacer gdy przestalo padac. Byl to bardzo udany dzien, a ciemno zrobilo sie dopiero po 20:00, w koncu to polnocna polkula. ZOstalo mi jeszcze 2,5 dnia w Mexico, jakos zagospodaruje, choc w moim planie juz niewiele zostalo. Tak w ogole to oficjalnie w Mexico City zyje 20kilka milionow ludzi, ale nieoficjalnie 30mln, a co dziennie przyjezdza z 10mln do pracy, a wiec w dzien jest tutaj wiecej ludzi nic w Polsce. Mimo to duzo bardziej wielkomiejskie wrazenie robilo Sao Paulo, gdzie niezliczona liczba wysokich wiezowcow. A propos Sao Paulo, to w drodze z Marilii i potem na lotnisko widzialem jednak sporo biednych dzielnic, w tym bardzo biednych, wczesniej pisalem ze nie zauwazylem. Jednak niektore te dzielnice wygladaja calkiem niezle, sa boiska, sciezki rowerowe, parki. Ceny tutaj sa takiej jak w POlsce lub czasami tansze, np. transport, ale w porownaniu z Brazylia jest to bardzo duza roznica na korzysc. Bardzo cieszy tanie metro. 4 bilety jeden dolar. A metrem mozna przejechac tutaj kawal miasta, system jest dosyc rozbudowany, chociaz oznakowanie w metrze, mimo ze przyzwoite to ma pewne mankamenty, wprowadza czasami blad za sprawa zle umieszczonych strzalek. Ale to na szczescie nie czesto, w godzinach szczytu trudno sie dopchac do metra. Pisalem o specyfinczym korzystaniu z metra przez mieszkancow Sao Paulo, tutaj specyficznie do tego metra wchodza. A mianowicie czesto jakby byli na spacerze lub zaraz po wejsciu staja przy samych drzwiach. Jest juz sygnal, ze drzwi sie zaraz zamkna, za takimi ludzmi wiele innych, ktore tez by chcialy wejsc i co tu zrobic? Duza czesc robi tak, ze niemal wpycha sila tych ludzi w pospiechu do wagonu, sam kilka razy to zastosowalem. Ludzie wepchani do wagonu albo nic nie mowia albo zdziwieni protestuja, ze o co chodzi. Musze jeszcze wspomniec, ze meksykanskie sluzby niezle przewertowaly moj plecak. Przeszedlem rentegna (moj plecak) i pracownik mo mowi, ze na obrazie widac cos jak orzechy i kawalki drewna. Zgadza sie, ale jak to skubance wykryly. Moj plecak przeszedl juz wiele rentgenow i nikomu to nie przeszkadzalo. W Meksyku jednak bardzo obawiaja sie zaraz, przenoszenia jakichs robakow itp i jest zakaz wwozenia jedzenia i rzeczy pochodzacych z roslin. Zabrali wiec mi dwa chilijskie orzechy i kawalek oslony z kokosa, o ktorych juz zapomnialem, ze mam. Zostawili mi jednak dwa kawalki drewna z Amazonii, choc jeden polamali i poszli sprawdzic czy nie zawiera jakich zyjatek. Zaciekawil ich tez czekan i kijki, ale to byla tylko ciekawosc. Na tym koncze tego posta ide na taras, gdzie gra fajna muzyka, a chlone ja ile moga, odkad w Buenos utracilem playera mp3. Dodam jeszcze ze tutaj w hostelu sa 4 komputery z internetem, oczywiscie wifi, internet nawet niezle chodzi, rekord jak na ta wyprawe.
Pozdrawiam zatem serdecznie z Mexico City
Gregor
PS
Zapomnialbym, w dzien wyjazdu od Roberta zastalismy jego kury na szczycie drzewa. Kury alpinistki. Drzewo geste, mogly wiec wejsc po galeziach, ale takich kur to jeszcze nie widzialem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz