wtorek, 15 czerwca 2010

78 - Iguazu cz.2 (Brazylia), kopalnia Wanda, Itaipu, Paragwaj

9 czerwca. Robert wiedząc o istnieniu w pobliżu kopalni kamieni ozdobnych zabrał mnie tam ze względu na moją pasję kolekcjonowana minerałów. Kopalnia jak i miejscowość nazywają się Wanda, a założyli je wiele lat temu Polacy. Kopalnia ma niedługie tunele, bardzo blisko pod powierzchnią, cześciowo jest też odkrywkowa. Teren okolicy jest pagórkowaty, wszędzie las subtropikalny, a tutaj jedne z najpiękniejszych na świecie minerałów z grupy SiO2 (tlenki) – piękne i olbrzymie geody i szczotki agatów, chalcedonu, kryształu górskiego i ametystu, cytrynu. Agat występuje w wielu odmianach. Kopalnię można zwiedzać, bilet 10 pesos, parking bezpłatny. Można chodzić korytarzami w sąsiedztwie wiercących górników co jest bardzo fajne, bo zazwyczaj takiej możliwości nie ma. Kopalnia jest nieduża, pozostawiono wiele fragmentów geod z kryształami i można je podziwiać. Nie można zbierać kawałków agatów i kryształów kwarcu, choć z drugiej strony nie wszyscy są wstanie je dostrzec. Ja byłem je nie tylko wstanie dostrzec ale i sobie zabrać na pamiątkę. Sklep przy kopalni oferuje całą gamę produktów z tych minerałow wyłącznie z produktami natury – geodami. Ceny są jednak wysokie (często wyższe niż w Polsce, gdzie jednak dużo mniejszy wybór), taniej można było kupić te wyroby w Puerto Iguazu niż w kopalni. Trzeba jednak przyznać że rzeźby z pieknego agatu np. ptaków są cudne. Zresztą pamiątek w tym rejonie jest pod dostatkiem, różnej wielkości, różne wartości, nawet tysięcy dolarów. Oczywiście można tutaj też kupić kompletne zestawy do picia słynnej yerba mate – na ciepło i zimno (na polskiej wikipedii są wszystkie istotne informacje). Poza tym skóry, wyszywane materiały, przedmioty z drewna ird.
Kolejnym punktem po kopalni, było odwiedzenie znajomych Roberta – ojców bernardynów, zastaliśmy jednego brata akurat ze złamaną nogą. Po kawie ruszyliśmy ponownie do Brazylii. Jako, że oznakowanie nie było za dobre, zamiast do Paragwaju dotarliśmy pod elektrownię Itaipu. Jako, że to był jeden z celów, od razu postanowiliśmy ją zwiedzić. Elektrownia na turystyce zbija niezły interes. Zatrudnia tylko w tym celu sporo osób. Jest szeroki wachlarz wycieczek po terenie elektrowni, jeziorze i okoliczny lasach subtropikalnych. Można też zwiedzać wnętrze. Ceny oczywiście bardzo wysokie, bo nierzadko ponad 50 reali. Myśmy wybrali wycieczkę po lądzie za 20 reali plus 8 reali parking, Elektrownia w liczbach imponuje, zewnętrznie robi jednak dużo mniejsze wrażenie. Wyceniłbym wartość tej wycieczki na nie więcej niż 5 reali. Jest co prawda autobus piętrowy, przewodnik anglojęzyczny, wycieczka trwa ponad godzinę, w tym ok. 20 minut trwa film o budowie elektrowni (jest małe kino). Natomiast sama zapora, zalew – duże to, ale nic specjalnego. A jest to w końcu druga elektrownia wodna na świecie, po chińskiej Zaporze Trzech Przełomów. Zresztą kolejne dwie największe elektrownie też są w Ameryce Południowej, w tym jedna z nich w Brazylii. Elektrownia znajduje się na rzece Parana, jest to wspólne przedsięwzięcie Brazylii i Paragwaju. Elektrownia zapewnia ponad 90 procent energii dla Paragwaju i 20 dla Brazylii, budowe ostatecznie ukończono w 2007r. Długość zapory to prawie 8 km i wysokość do 200m, jednak nie jest to zapora typu, że mamy 8km pionowej betonowej zapory o wysokości 200m. Tylko główny fragment taki wlaśnie jest, a reszta jest łagodna i pokryta kamieniami i trawą. Kosztowała ok. 20 miliardów dolarów. Jako, że w lecie jest tutaj po 45-47 stopni Celsjusza, to turbiny i inne urządzenia są chłodzone ogromnymi ilościami lodu. Teraz w okresie zimowym temperatura w dzień nie przekracza 30 stopni, a zazwyczaj jest trochę mniej. Po wycieczce po elektrowni udaliśmy się do Paragwaju. Co prawda wszyscy radzili byśmy samochód zostawili po brazylijskiej stronie i przez graniczny most na rzece Parana przeszli piechotą, my jednak postanowiliśmy dojechać tam autem. Wjezdzajac do Paragwaju należało przestawić zegarki o godzinę wcześniej. Paragwaj przy Brazylii a nawet Argentynie to zupełnie inny świat. Tak jakby wjechać w dzicz. A ta dzicz nazywa się Ciudad del Este. Miasto to liczy ponad 200tys. Mieszk. A zespół miejski raz tyle. Położone jest przy granicy z Brazylią i Argentyną, jest to wielki sklep (strefa) wolnocłowy, największy w Ameryce Południowej. Ta strefa generuje aż 60 procent PKB Paragwaju. Wjeżdżając do miasta obraz przypomina trochę Boliwię. Pełno ludzi, sklepików, samochodów i motorów, wolna amerykanka, świetne samochody i złomy, a jazda gwarantująca wcześniej czy później obtarcia. Do tego chaos, brud, naganiacze – do parkingów, sklepów. Wjeżdżając tutaj z Brazylii, kraju na dużo wyższym poziomie, można się poczuć jak w kraju trzeciego świata. Zresztą Paragwaj to jeden z najbiedniejszych krajów w Ameryce Południowej, a jego stolica ma opinię najbrzydszej. Ciudad del Este ma też opinię miasta niebezpiecznego, gdzie łatwo stracić samochód i całe posiadane mienie, wyłącznie z poczynionymi zakupami. Ja do Paragwaju wjechałem jako obserwator, Robert na małe zakupy. Już przed samą granicą naganiacz na motorze zaoferował nam sklep i parking, mamy tylko jechać za nim. Co ciekawe ta granicę można było pokonywać bez odwiedzin strażników granicznych, których wcale nie było po Paragwajskiej stronie. Myśmy jednak dla świętego spokoju odwiedzili brazylijskich. A w Paragwaju na ulicach pełny sklepów, ludzi i naganiaczy do tych sklepów trzeba było zachować ostrożność, natomiast sam parking okazał się błotnistym placem. A cena. Gość chciał wpierw 30 dolarów lub euro, dostał 30 reali, które miały być odliczone, gdy zrobi zakupy w polecanym sklepie. W Paragwaju jest pełno elektroniki, w tym choćby aparatów firmy nikon, w tym lustrzanki, co gdzie indziej nie było spotykane. A ceny, w różnych sklepach bardzo różne za to samo. Większość cen porównywalna z Polską, ale tutejsza gwarancja raczej nie będzie honorowana w Polsce. Trzeba też uważać by kupić rzeczy oryginalne, bo dużo tutaj rzeczy tzw. odświeżanych lub z fałszywymi znakami, a w środku jakieś dziadostwo chińskie, abstrahując od tego, że i oryginalne rzeczy są tutaj zazwyczaj chińskiej. Można spotkać tutaj rzeczy trochę tańsze niż w Polsce, można się targować, można płacić w guarani (miejscowej walucie) ale też w argentyńskich pesos, realach, dolarach, euro. Trzeba uważać na przeliczniki, bo często są niekorzystne, nieraz na granicy oszustwa. Guarani mają bardzo wysokie liczby i nie ma zbyt wielu kantorów na ulicach, ale wobec tego, że można płacić różnymi walutami nie jest to potrzebne. I tak 1 peso to ok. 1200 peruwiańskich guarani, 1 real to ok. 2400, a 1 dolar to ok. 4800. Kupując trzeba nie tylko uważać co kupujemy, ale też na ceny. Tutaj próbują oszukiwać i oszukują, cudzoziemców tym bardziej. W Brazylii często panuje taka opinia, że paragwajskie sprzęty podziałają miesiąc i przestaną działać, ale wobec tego że te sprzęty i tak są kilka razy tańsze niż w Brazylii czy w Argentynie, to są bardzo chętnie kupowane. Jeśli chodzi o ceny jedzenia i innych rzeczy, to Paragwaj wcale nie jest taki tani, ceny często były porównywalne z Argentyną. Co do zakupów przedmiotów do yerba mate, ceny były zazwyczaj takiej same jak w Argentynie, czasami trochę niższe. Oceniliśmy z Robertem, który już bywał w innych częściach Paragwaju, że ten kraj i jego niskie ceny są przereklamowane. Powróciliśmy w końcu na parking, samochód stał, co nie jest tutaj normą. Do granicy była wielka kolejka, na kilka godzin stania. Ale któż wie, czy wracając na piechotę, po drodze nie utracilibyśmy zakupionych rzeczy. To cały czas Ameryka Południowa. Choćby wujek Roberta Zdzisław i Robert opowiadali, że jedni znajomi w wyniku napadu stracili aparat fotograficzny w brazylijskim Foz de Iguacu, a inni wieczorem o 8 na plaży Copacabana. To tutaj normalne historie. Co do tej drugiej sytuacji, to wpierw podeszli mali chłopcy by zbadać, czy warto tych ludzi napaść, zagadali, a potem przekazali informację starszym, którzy z nożami w ręku ogołocili tych znajomych z wszystkiego. A bandyci w Rio ponoć się nie patyczkują, wbicie noża w brzuch to dla nich nie problem. Mimo że Brazylia robi najlepsze wrażenie z krajów które tutaj odwiedziłem, to są tutaj miejsce, gdzie samochodem nie powinno się zatrzymywać nawet na czerwonym świetle.
Chcąc wyjechać z Paragwaju naganiacze zaoferowali nam za opłatą szybszy przejazd. Byli strasznie uparci, nie dawali spokoju, gwarantowali że to nie ściema. Mimo że przeczuwaliśmy, iż jednak zrobią nas w bambuko, postanowiliśmy sprawdzić jak coś takiego funkcjonuje. Jak osoby zagraniczne byliśmy bardziej narażeni na oszustwo. Chłopak wpierw chciał 40 reali, potem zrobiło się 20 reali, prowadził nas drogami biegnąc, potem zniknął, wrócił, powiedział, że policjant ma nasze numery i on nas puści szybkim pasem, jemu dał pieniądze, teraz trzeba dać jeszcze jemu. Dostał 20 pesos. A potem było tak jak miało być, że staliśmy ze dwie godziny w kolejce jak wszyscy. Jedynie motory i skutery uprawiali wolną amerykankę, na granicy ocierania się o samochody. Jedynym plusem tej sytuacji, poza nowym doświadczeniem było to, że z tej bocznej drogi szybko wjechaliśmy na most graniczy. Z radością powitaliśmy Brazylię, przejeżdżając następnie do Argentyny, do naszej residencial. Tutaj mimo że drogo, to nadal taniej niż w Brazylii, chociaż wszystko ostatnio bardzo podrożało. Wieczorem tradycyjna wizyta na mieście. Kończąc ten dzień okazało się, że został nam tylko jeden punkt wyjazdu – brazylijska część Iguazu i nie mamy tutaj co robić, dlatego możemy wracać dzień wcześniej. Bez samochodu ciężko byłoby mi się zmieścić w 6 dni i byłoby dużo drożej, dzięki samochodowi zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu, a do tego Robert znał tutaj większość dróg.
10 czerwca. Rano chcieliśmy zatankować w Argentynie, ale na jednej stacji nie było paliwo, dopiero było nalewane, a na drugiej były kolejki i do tego wpuszczani w pierwszej kolejności byli miejscowi, dlatego opuściliśmy Argentynę bez tankowania. Takie sytuacje to ponoć tutaj coś normalnego. Nawet na przygranicznej stacji nie mięli benzyny 95 (jest tutaj kilka rodzajów benzyn, o różnej jakości). Potem podjechaliśmy pod park narodowy. Tutaj Robert nie miał zniżki, więc sobie gdzieś pojechał, a ja ruszyłem do wodospadu. Bilet kosztuje 37 reali, a parking 12 reali. Pod wodospady dociera się autobusami kilkukilometrową drogą. Część brazylijska wodospadu jest dużo mniejsze niż argentyńska, ale również piękna i pozwala zobaczyć wodospad od innej strony. Jest też fajny pomost do granicy kaskady, tym samym mamy pod sobą spadającą wodą i blisko pomostu kaskadę nad sobą. Pełno wody, tęcze, a ponadto mimo pochmurnego poranka wyszło słońce. Tutaj za dodatkowymi opłatami również można płynąć łodzią pod wodospad, ale nie wiem czy ze względu na granicę, możliwe jest podpłynięcie pod część San Martin. W ogóle z części brazylijskiej są efektowne widoki na wodospad San Martin, Tres Mosqueteros (pod ten wodospad podpłynąłem od strony argentyńskiej łodzią motorową celem prysznica), inaczej, bardziej z dołu widać Gardziej Diabła. By spokojnie zwiedzić część brazylijską wystarczą 3 godziny. Po wyjeździe z parku ruszyliśmy w drogę powrotną, było chwilę po 14. Wpierw trochę bocznymi drogami szutrowymi, potem głównymi, docierając chwilę przed 2:00 po 12 godzinach do Lupercio już 11 czerwca. Tym samym zakończyliśmy bardzo udany wyjazd. Część brazylijska wodospadu pełna wody również robi wrażenie, choć uważana jest za mniej atrakcyjną od argentyńskiej.
Teraz jeszcze trochę innych luźniejszych tematów, a potem trochę cen. Pogoda. Pierwsza noc w Brazylii była fajna ciepła, a potem przyszło ochłodzenie także odczuwalne w dzień. W nocy temperatura spadała nawet do plus 12-120 stopni, co jest tutaj odbierane jak u nas solidny mróz, ale jeszcze chłodniej może być w lipcu i sierpniu, chociaż miejscowi mówili, że rok temu czerwiec był dużo cieplejszy. Wieczorami tutaj wiele osób chodzi w ciepłych kurtkach, rękawiczkach, czapkach. W Iguazu było równie chłodno, dopiero ostatnie dwie noce znowu były ciepłe. W dzień w te ciepłe dni jest tutaj w cieniu nawet blisko 30 stopni. Warto też zauważyć, że wiele tutaj osób dba o zęby i nosi aparaty, w ogóle tutaj większość ludzi dba o siebie, a kobiety mają we krwi – bez względu na wiek - by być zawsze seksowne, uwielbiają tańczyć, bawić się, wystarczy jakakolwiek muzyka. Ludzie tutaj w Brazylii są bardzo serdeczni, ciepli, tutaj nie mówi się często dzień dobry, tylko czy wszystko dobrze. Często uśmiechnięci, chętni do pomocy. I pozdrawiają się także obcy ludzie. Bardzo miło się chodzi tutaj po ulicach, widząc przyjaznych i uśmiechniętych ludzi, optymistycznie nastawionych do życia mimo że też dla nich jest tutaj drogo. Minimalna pensja to tutaj trochę ponad 500 reali, najczęściej 900-1000reali, ale sporo też osób zarabia i 2000 reali, także jest dużo tutaj ludzi bogatych. Ceny są jednak dużo wyższe niż w Polsce. W Brazylii tutaj gdzie jestem nie ma takich zabezpieczeń jakie widziałem w innych częściach kontynentu. Jest normalnie pod tym względem. Jadąc z Lupercio do Argentyny czy do Rio na całej trasie widać pola uprawne, lasów prawie nie ma, to świadczy o rozwoju Brazylii, ponoć obecnie 8-ej gospodarki świata, za kilka lat 5-tej. Z kolei w Argentynie króluja lasy, mało jest upraw. Ale też Argentyna na tle Brazylii jest kraje dużo mniej rozwiniętym i biedniejszym. Plusem tego jest, że Argentyny nie stać jeszcze na fotoradary i można jeździć jak się chce, a policja z chęcią przyjmuje łapówki, w Brazylii policja jest surowa. Widać, że Robertowi Argentyna dała w kość. Między innymi biurokracja mówił, że to co w Brazylii załatwia się w dwa dni, w Argentynie nieraz kilka lat. Argentyna to niekompetencja urzędników, mnóstwo dziwnych formalności, niesympatyczni urzędnicy, ciągle jakieś problemy (odrobinę tego zaznałem i jest tutaj tak samo źle jak w Polsce pod tym względem albo jeszcze gorzej). Brazylia to szybkie formalności, dużo prostsze, mili i chętni do pomocy urzędnicy. Organizacja państwa argentyńskiego, ludzie, chęć do pracy, do pomocy, ich mentalność, również pozostawiają wiele do życzenia jak mówił Robert i już był tak zmęczony Argentyną podczas tego krótkiego pobytu, że 10-tego rana czym prędzej opuszczaliśmy ten kraj. Ja to rozumiem, miałem na swoich wyprawach podobne sytuację. Choćby Chińczycy byli dla mnie tak męczącym i wkurzającym narodem, że gdy cała nasza piątka podczas tamtej wyprawy wjechała do Rosji, w końcu do normalnego kraju, to odetchnęliśmy z ulgą i byliśmy bardzo szczęśliwi. Nie ma też co ukrywać, że Brazylia to już potęga i to widać. Ceny są straszne, ale wiele rzeczy może tutaj budzić podziw. To nie przypadek, że takie kraje jak RPA, Chiny, Rosja czy Brazylia dostają największe imprezy świata. Te kraje jak i wiele innych robią gigantyczne i bardzo szybkie postępy. Polacy mało podróżują i poznają inne części świata, przez co nam się wydaje, że to my się szybko rozwijamy, ale to mylne wyobrażenie. Na świecie jest wiele krajów, które robią to znacznie szybciej. Coraz więcej krajów w różnych aspektach nas wyprzedza. My często myślimy o tych krajach jak o trzecim świecie, banany, bambusy, niecywilizowani ludzie, ale to mity, a za 10-20 lat to oni będą myśleć tak o nas. Nie mniej także problemem Brazylii, jak wszystkich krajów na tym kontynencie, jest wczesne macierzyństwo kobiet. Tutaj rzadko dziewczyna nie ma chłopaka i odwrotnie, a że tutaj ludzie bardzo lubią się bawić, to są tego efekty.

Ceny:
BRAZYLIA 1 dolar = ok. 1,70-1.80 reala
-leczenie kanalowe zęba, jedna wizyta w większym miescie ok. 180-200 reali, w malej miejscowosci 140-160 reali, wizyt zazwyczaj jest kilka, dentysta tez jest drozszy w Argentynie niż w Polsce, ale Argentynscy stomatolodzy maja bardzo zla opinie ze względu na sposoby leczenia jakich ucza się na studiach, nie stosowanych często dzisiaj w nowoczesnej stomatologii
-litr alkoholu (rodzaj powszechnie stosowanego tutaj paliwa, coś jak gaz u nas) 1.25-1.70 reala za litr, a litr benzyny 95 ok. 2.60r.
-wstep do Parku Iguazu 37 reali, jeśli ktos samochodem to parking kosztuje 12 reali (jeszcze niecale poltora roku temu bilet kosztował 23 reale), wszystkie atrakcje jak wycieczka lodzia bardzo slono platne
-lot helikopterem nad wodospadem, 10 minut, 100 dolarow (180reali)
-podstawowy bilet do zwiedzania elektrowni Itaipu to 20 reali plus parking 8 reali, kompletne zwiedzanie to wydatek ok. 50 dolarow
-w Brazylii najtansze jedzenie jest na stacjach benzynowych, w restauracjach przy nich. Jakiegos nieduzego hamburgera czy cos podobnego można zjesc za 2-4 reale, obiad już za 11-15 reali
-mały jogurt ok. 1,45 reala, duży ok. 5 reali
-internet w hostelu w Rio 6 reali za godzinę (bez możliwości używania usb), na mieście 4-6 reali z możliwościa używania usb
-bilet autobusowy Assis - Marilia, ok. 70km - ok. 11-12 reali
-autobus Marilia - Lupercio, niecale 35km - 3,5 reala
-fryzjer meski w Lupercio- 7 reali
-1kg bulek 5reali
-1,89r - 1,5l coca-coli z wymienna butelka w Lupercio
-szynka mielona 1kg - od 18 reali
-zolty ser 1kg od 14 reali
-1kg ziemniakow ok. 3 reale
-mleko 1l - 2 reale
-1kg jablek 3-3,50 reala
- pudelko margaryny ok. 3 reale
-pomarancze ok. 5kg - ok. 3 reale od producenta
-generalnie wszystko jest drogie, nawet ceny w makro sa drozsze niz nasze ceny w ogolnodostepnych marketach
ARGENTYNA 1 dolar = ok. 3,90 peso.
-litr beznyny 95 niecale 4 peso.
-wstep do Parku Iguazu 85 pesos, parking bezplatny, ale szutrowy (jeszcze rok temu bilet kosztowal 60 pesos)
-wycieczka lodzia pod wodospad Iguazu 100 peso, czas trwania 12 minut, a film z tej wycieczki 120 peso (jak dla mnie ta wycieczka nie jest warta więcej niż 30 peso, a film więcej niż 20 peso, ale moge sobie to tylko napisac, bo zaplacic trzeba było)
-sa tez inne mozliwosci plywania lodzia, taka kompletna opcja to 200 peso, pojedyncze od 50 do 135 peso, w tym wszystkie są bardzo krotkie
-wstep do kopalni mineralow Wanda 10 peso
-nocleg w hostelu w pokoju wieloosobowym 45p, pokoj dwuoosobowym w czymś ala pensjonat to 100-150 za noc za pokój ze śniadaniem. Takie pensjonaty dysponują zazwyczaj małym basenem na zewnątrz, ale o tej porze nikt z nich nie korzysta, bo za zimno.
-hamburger od 9 peso
-jedna gra w bilard 2 peso
-naczynia do yerba mate od 12 do 50 pesos - większość, ale są też droższe, są to drewniane naczynia, w tym z drewna zwanego palo santo, aluminiowe do zimnej terere czy guampy zriobione z kopyta, wybór jest bardzo duży.
-bombilla – metalowa ozdobna rurka za pomocą której pije się yerbę, czasami są też drewniane, ale generalnie metalowe. Ceny 10-20 pesos, a taka na całe życie 80 pesos
-kilo ziół do yerba mate 10-20 pesos
-papieros ręcznie robiony, trochę wyglądający jak cygaro 1 pesos
PARAGWAJ (przy granicy płaciliśmy pesos lub realami)
-naczynie mate do picia yerby 15 pesos
-mini hot-dog 2 pesos
-coca-cola 1,5l 4 reale
-cwiartka kurczaka z rożna 10 pesos lub 10 000 guarani
-aparat nikon D5000 z podstawowym obiektywem 620 doolarów
-przyzwoity telefon mało znanej marki 100reali, ale w innym sklepie 150 reali
-małe ale przyzwoite aparaty fotograficzne można było już tutaj kupić za 300-500reali
-szyte torebki małe po 5 pesos wyjściowe 10, a duże z 50 na 25 pesos, ozdobne pasy po 50 pesos
-3 jabłka lub 3 gruszki 5 pesos

pozdrawiam
Gregor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz